WYPRAWY NIEOCZYWISTE I NIECODZIENNE

1 sierpnia 1944 - Poznań - Warszawa, wspólna sprawa

Dzień 1 sierpnia Polakom kojarzy się nieodłącznie z wybuchem Powstania Warszawskiego. Ponieważ świat wtedy zmagał się z okrucieństwem wojny na całym świecie, ten epizod jakoś nie wypłynął szerzej w świadomości globu. Ot, kolejna ruchawka partyzancka w Polsce . Ci cholerni Polacy zawsze coś chcą, z innymi się nie zgadzają i zawsze narobią bałaganu!

W naszej jednak świadomości Powstanie Warszawskie to część narodowej legendy wpisującej się w ciąg zdarzeń zwanych Powstaniami Narodowymi. Wielki wysiłek, odwaga i brawura, cierpienia i bestialstwo okupanta przewyższające wszystko co do tej pory widziano, stały się piętnem wypalonym na duszy następnych pokoleń. Wymordowana i wygnana ludność wielkiego miasta w środku Europy, zniszczenie substancji historycznej miasta, bezpowrotna zagłada młodej elity oraz dorobku materialnego wielu pokoleń to wizytówka II wojny światowej na polskich ziemiach.

O tym niby wszyscy raczej wiemy. Czy jednak znamy choć jedną osobę, która była Powstańcem Warszawskim, a wcale nie pochodziła z Warszawy a z Wielkopolski? Tak są takie osoby. Spora grupka ok. 3000 osób to Wielkopolanie, którzy wypędzeni z własnych domów z Kraju Warty, zagrożeni aresztowaniem, albo przypadkiem znaleźli się na terenie Generalnej Guberni . Często w samej Warszawie.

Wielu z nich swoją wrogą działalność przeciw III Rzeszy rozpoczęła już na terenie poznańskiego. Czy wiecie, że Szare Szeregi powstały właśnie w Poznaniu, a ich pierwszym komendantem był Florian Marciniak absolwent Liceum z ul. Strzeleckiej? A czy wiecie, że znak Polski Walczącej to zaadoptowany na potrzeby walki propagandowej znak Wydawnictwa Poznańskiego mieszczącego się przed wojną przy ul. Św. Marcin? Z wielu przyczyn konspiratorzy nie moli kontynuować swojej działalności w rodzinnej Wielkopolsce. Choć nie znaczy to, że na naszym terenie konspiracji i brawurowych walk nie było. Wszystko to jednak przyćmiły inne działania konspiratorów w GG. Ot zwyczajnie warunki konspiracji były na terenach włączonych do III Rzeszy o wiele trudniejsze, chociażby przez wzgląd na większy odsetek zamieszkującej tu ludności niemieckiej sprowadzanej pociągami z terenów dawnych państw bałtyckich, czy Besarabii.

To właśnie dlatego Fundacja Kochania Poznania postanowiła w samym sercu Warszawy w dniu 1 sierpnia otworzyć Wielkopolską Barykadę. Barykadę skąd ku zwiedzającym zamiast granatów i ołowianych kul leciałaby informacje o nietuzinkowych postaciach z Wielkopolski biorących udział w Powstaniu Warszawskim. Na dziedzińcu pałacu Potockich – dziś siedzibie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pojawili się rekonstruktorzy i organizatorzy akcji. Od rana organizowano dioramy, barykady z banerami informacyjnymi o naszej akcji „Poznań – Warszawa – wspólna sprawa”. Grupa w całości dotarła do Warszawy pociągiem, a następnie przeszła do Pałacu Potockich. Kilka patroli powstańczych po Alejach Jerozolimskich z rozdawaniem specjalnej gazetki, samochód powstańczy – sanitarka spod Verdun oraz polowy historyczny punkt sanitarny, punk szycia powstańczych opasek na ramię i wrażliwa na zapotrzebowanie odwiedzających konferansjerka, która pomogła wolontariuszce z Muzeum Powstania Warszawskiego zebrać w rekordowo krótkim czasie sumę zdumiewająco wysoką na renowację powstańczych grobów. O godzinie „W” cały zespół stanął w dwuszeregu przed kościołem akademickim pw. św. Anny i oddał wraz z Warszawiakami hołd bohaterskiemu miastu i jego mieszkańcom.

Pod koniec września 2020r. w Muzeum Pyry w Poznaniu odbyła się wystawa z 44 portretami rekonstruktorów oraz premierą filmów zrobionych i zmontowanych przez Łukasza Budzyńskiego. Warto je przeglądnąć, bo to żywa lekcja o życiorysach 4 osób pochodzących z Wielkopolski o nietuzinkowych życiorysach. W czasie szalejącej zarazy nie wszyscy Rekonstruktorzy pojawili się w Muzeum Pyry. Poczuliśmy się tak jak na zgrupowaniu oddziału, który po bitwie musi się przegrupować, a jego stan uszczuplił się o połowę. Do lepszych czasów –tymi słowami żegnaliśmy się wierząc że wkrótce wszystko wróci do normy.


Wywiad z dr Józefem Granatowiczem


Wywiad z Henrykiem Czapczykiem, pseudonim Mirski


Wywiad z Zofią Grodecką, pseudonim Biała Ewa


Wywiad z Adamem Borysem, pseudonim Pług

Ulica do Powstania - Garbary -2019 - wycieczka śladami Powstania

W  101 rocznicę  wybuchu Powstania Wielkopolskiego Fundacja Kochania Poznania oraz Projekt Miś postanowiły ożywić ulicę Garbary na odcinku od ul. Wielkiej do Placu Bernardyńskiego. Dwupasmowa ulica, zabudowana secesyjnymi kamienicami przecinająca kilka skrzyżowań od Cytadeli do Drogi Dębińskiej jest potwornie ruchliwa. Dwa pasy ruchu, kilka przejść dla pieszych, mnóstwo różnorodnych sklepów, warsztatów rzemieślniczych, kawiarenek i restauracji. To wszystko w szacie niedocenianej i niezauważanej architektury. Nawet tablice pamiątkowe tkwiące na fasadach kamienic, a co dopiero mówić o ich dawnych mieszkańcach, dekoracjach portali drzwiowych, okien i wnętrz bram nie są wstanie zatrzymać spieszących za swym „szczęściem” mieszkańców. Nietypowe obchody rocznicy wybuchu Powstania właśnie postarały się skierować i zatrzymać Poznaniaków na Garbarach. Poświąteczna atmosfera sprzyjała tego typu projektowi. Już dzień wcześniej w witrynach sklepowych pojawiły się wielkie narodowe kokardy i obowiązkowo flagi narodowe. Przypuszczamy, że Garbary stały się tego dnia najbardziej biało – czerwoną ulicą w Poznaniu. Centrum dowodzenia całą akcją stała się Oberża pod Dzwonkiem, która zamieniła się na ten dzień w Prowianturę Powstańczą. Właścicielka – Aleksandra Korytowska sama zaangażowała się w działania powstańcze i dzielnie uczestniczyła w dokarmianiu rekonstruktorów, Gości i szacownych notabli. Właścicielka wyglądała zupełnie tak jak Pani Korytowska 101 lat temu. Aż 300 darmowego rumpucia wydano tego dnia. 300 sznek z glancem skonsumowano na miejscu, wypito – no dobrze tego już nie będziemy wyliczać. Generalnie Oberża zmieniła się nie do poznania. Dolna cześć pozostała częścią gastronomiczną. Górna natomiast stała się salą wystawienniczą i wykładową. Zobaczyć tam można było wystawę zbiorów medycznych sprzed 100 lat Marcina Nowakowskiego, który ubrany w strój sanitariusza udzielał skrzętnych informacji w asyście pary Powstańców. W jednej z sal przedstawione był sylwetki Pań, które spokojnie nazwać można Matkami Chrzestnymi Powstania Wielkopolskiego. Wykład na ten temat wygłosił sam Prezes Fundacji Kochania Poznania Paweł Cieliczko. Już sami nie wiedzieliśmy czy przypadkiem pośród pięknie przebranych tego dnia Pań, nie snują się zjawy  Anieli Tułodzieckiej, Heleny Rzepeckiej, Janiny Omańkowskiej czy Zofii Sokolnickiej. Naprawdę trudno było jednoznacznie odróżnić  nasze Rekonstruktorki od zjaw tych szacownych matron. Nikt jednak nie ośmielił się zdać takiego pytania. W kolejnej Sali warto było podziwiać obrazy dzielnej w swym cierpieniu na wózku inwalidzkim Pani Izabeli Czarny – Córki Powstańca Wielkopolskiego Antoniego Czarnego. Pani Izabela przez  godzinę była obecna w Prowianturze Powstańczej i z wdziękiem tłumaczyła   idee i ducha swoich dzieł. Jeszcze tego samego dnia, raczyła odsłonić uroczyście w bramie pomiędzy ul. Kozią i Al. K. Marcinkowskiego małą, stałą galerię swoich obrazów, które powiększone zdobią ściany przejścia bramnego, wprawiając przechodniów w zdumienie i zainteresowanie. Mało ludzi wie, że Artystka mieszka właśnie w tym miejscu, a jej Rodzice nawet od przedwojny . Jeszcze większa ciekawostka to fakt, że ojciec Pani Izabeli przed wojną prowadzący zakład produkujący rolki papierowe do kas sklepowych i nie tylko, po wojnie wznowił działalność właśnie na Garbarach na placu Bernardyńskim. I tak oto historia zatoczyła koło. Powróćmy jednak do Prowiantury Powstańczej. O godzinie 11.00 rozpoczęła się wycieczka  śladami Powstania. Zatrzymaliśmy się w kilku miejscach odśpiewując, co przystanek po 2 zwrotki Wielkopolskiej Marsylianki. Tomek doskonale akompaniował na powstańczej gitarze, co dopingowało uczestników wycieczki do sięgnięcia po najwyższe pokłady swoich zdolności muzycznych. Zaiste grupa była niezwykle uzdolniona.  Na rynku nasi Towarzysze  umieli już wszystkie zwrotki, więc chóralnie odśpiewaliśmy całą sztandarową pieśń. Naszą interpretację  Wielkopolskiej Marsylianki wysłuchał z uznaniem  odział kawalerii Wojsk Wielkopolskich, którzy  podziękowali nam salutem szablą. Tu zakończyła się nasza powstańcza przewodnicka 1, 5 godzinna podróż. Już w południe można było zobaczyć parkujące przed restauracją trzy samochody z przełomu lat 20 i 30 tych. Wszystkie z serii Ford A. Choć powstały w Ameryce i w dodatku dekadę po powstaniu Wielkopolskim doskonale imitowały świat, który odszedł już do lamusa. Rekonstruktorzy w osobie Powstańców, Sanitariuszek, Pań w finezyjnych kapeluszach i Panów w cylindrach  świetnie uzupełnili przestrzeń w pojazdach dodając ich czaru i ducha epoki. Nic to, że dzieliła ich przepaść 10 lat. Robili prawdziwą furorą wszędzie tam gdzie się pojawili. Dodatkowy akcent narodowy zamontowany na samochodach w postaci flag narodowych i powstańczych tłumaczył doskonale cel pokazania się w Poznaniu tej kolumny zabytkowych aut. Jeszcze przed głównymi uroczystościami o godzinie 16.40 (w zapiskach kościelnych parafii św. Floriana na Jeżycach niedawno odkryto godzinę, w której padły pierwsze strzały w Poznaniu w 1918 r. Ucieszyło to skrupulatnych Poznaniaków. Nareszcie i my mamy swoją godzinę „W”. Słyszy Warszawa? Znamy konkretną godzinę wybuchu walk Powstańczych. Ciekawe co na to duchy Powstańców sprzed Bazaru) pod Pomnikiem Powstańców Wielkopolskich kawalkada aut w z kilkoma Powstańcami zajechała na Chwaliszewo. Przy ulicy Wenecjańskej zaparkowane zabytkowe automobile spowodowały, że z bram wyszli chwaliszewscy bramini i grzecznie poprosili o możliwość zrobienia sobie z pięknościami z Ameryki kilku fotek. Zaiste ich świeżo pokancerowane gęby były wspaniałymi dodatkami do czaru wypucowanych aut, doskonale jednak przypominały, że parkujemy w dzielnicy okraszonej sławą chwaliszewskich szczunów. Ale nasz postój był zarezerwowany dla innej atrakcji. Zwiedzenie ukrytego przed wzrokiem wrogów ludu bunkra dla ludności cywilnej z lat 50 tych. Bartek opiekun bunkra i założyciel Projektu Niepokorni zaprosił nas do odwiedzenia tego miejsca. Było to pierwsze oficjalne zwiedzanie przez „ Powstańców Wielkopolskich” bunkra z lat 50 na Chwaliszewie! Co to też nie kryją  czeluścia poznańskich kamienic? Kilka pomieszczeń z dziesiątkami wycofanych z użycia sprzętów z magazynów Milicji, Obrony Cywilnej i innych czuwających nad bezpieczeństwem obywateli instytucji. Wszystko na chodzie. Włącznie z działającą oryginalną napowietrznicą. Wspaniała opowieść Bartka zatrzymała nas tam na dłużej niż myśleliśmy. To nie był jedyny punk wizyty na Chwaliszewie. Kolumna trzech samochodów podjechała jeszcze przed godziną 16.00 na Czartorię. Klimatyczna, brukowana uliczka, zakończona murem oporowym, skwerem Ślepego Antka i zdewastowaną kamienicą zamieszkiwana była przed wojną przez Pradziadków i Dziadka piszącego te słowa, więc nie można jej było pominąć. Eskapada po mieście zakończyła się podjazdem na oficjalne obchody 101 rocznicy Powstania pod Pomnikiem Powstańców Wielkopolskich. Wysłuchaliśmy przemówienia Marszałka Województwa i Wojewody i inny zaproszonych gości. Z dumą słuchaliśmy jak Marszałek skupił się w tym roku na Wielkopolankach, które swoim niezłomnych patriotycznym charakterem szlifowały postawę i świadomość młodzieży w czasach najdłuższej wojny nowoczesnej Europy. A kiedy przyszedł czas walk z bronią w ręku, to One opatrywały rannych, czytały listy od ukochanych, a gdy umierały trzymały ich za rękę do końca. To już byłaby jednak kolejna osobna opowieść. Cześć i Chwała Bohaterom.

Wspaniałe zdjęcia Justi Szadkowska

Obrazy Pani Izabeli Czarny cieszyły się dużym zainteresowaniem na wystawie w Prowianturze Powstańczej. Jest w tych pracach coś niepokojącego, coś nieuchwytnego i trudnego do jednoznacznej identyfikacji. Być może dlatego Pani Iza nie nadaje tytułów swoim dziełom. Zostawia to innym…

Inscenizacja 'Pociąg do Wolności' - Dworzec Główny w Poznaniu
11 listopada 2019 - konferansjerka

Inscenizacja w dniu 11 listopada – w Dniu Odzyskania Niepodległości odbyła się na peronie 4 Dworca Głównego w Poznaniu. Dośc nietypowo jak na ten szczególny dzień miała ona przypomnieć podróżnym i zaproszonym Gościom czasy lat 80 – tych w Polsce. Pomysłodawcy imprezy nawiązali do przypisywanych J. Piłsudskiemu słów „z czerwonego tramwaju socjalizmu wysiadłem na przystanku niepodległość”. Tak zrobiła większość polskiego społeczeństwa w 1989r, choć niektórzy nigdy do czerwonego tramwaju nie wsiedli. To im podobni zwykli na oko mieszkańcy naszego kraju od księży po cinkciarzy, od profesorów po sprzątaczki, od malarzy po rockowych muzyków przechowali dumę, tradycję i umiłowanie wolności i wręczyli je pokoleniu, które ogłosiło w 1989r., że „komuna się skończyła”. Przez 2 -3 pokolenia żyliśmy stale zaciskając pasa, oddawaliśmy po powrocie z zagranicy paszporty do MSW, pisaliśmy niekończące się podania i życiorysy, chodziliśmy na pochody 1 maja i festyny z okazji 22 lipca. A jednak w wielu domach wisiały na ścianach obok świętych obrazów zdjęcia przodków umęczonych wycieczką na Syberię, zamordowanych w Palmirach albo w Katyniu, niezłomnych więzionych w katowniach UB. Przeżyliśmy komunę. Skąd bowiem mielibyśmy wiedzieć kiedy i dlaczego trzeba wyjść na ulice, zademonstrować swoją obecność na patriotycznej mszy czy nielegalnej demonstracji. Polska nigdy w nas nie umarła. nigdy się nie poddaliśmy. Przynajmniej większość. Po grupę rekonstrukcyjną krzątającą się po peronie przyjechał pociąg ze składem lat 80 –tych z Wolsztyna, który zabrał ją symbolicznie do Wolności – do Wągrowca i Gołańczy. Pociąg zabrał także liczną grupę osób zainteresowanych podróżą. Podczas jazdy można było skosztować rogali świętomarcińakich, zakupić specjalne okolicznościowe bilety i być uczestnikiem wesołej zabawy. Jak przystało na tradycję najlepszym wagonem imprezowym okazał się Wars. Po spacerze po Wągrowcu albo po Gołańczy pociąg z uczestnikami powrócił do Poznania.
Organizatorami imprezy Pociąg do Wolności była Parowozownia Wolsztyn, Fundacja Kochania Poznania i Projekt Miś.

1 Rocznica powstania pomnika i skweru Trzech Tramwajarek - 2019 - konferansjerka

Rankiem 28 czerwca 1956r. w Poznaniu w samym środku miasta o godz. 8.00 tłumnie zrobiło się w Dzielnicy Cesarskiej. W dawnym zamku Cesarza Wilhelma, teraz Nowym Ratuszu rezydowała Miejska Rada Narodowa. W czerwcu 1956 r. robotnicy otrzymali 25 % swojej pensji, nie wypłacono im także premii za ostatni kwartał mimo, że akurat pracownicy MPK mieli najlepsze wyniki w kraju. Oburzenie na kierownictwo, dyrekcję, a w końcu na zwierzchników w Warszawie, wreszcie na ustrój sięgnęło zenitu. Kilka tysięcy ludzi to już siła. Dlatego jadące tramwaje oraz autobusy same zatrzymywały się albo były zatrzymywane, a kierujący nimi dołączali do coraz bardziej znerwicowanego tłumu. Na tramwajach, ścianach i transparentach coraz dobitniej wyrażano swój sprzeciw wobec władzy i to wszelakiej. Dlatego do niezadowolonego tłumu robotników z ZNTK ( Zakłady Naprawy Taboru Kolejowego), ZISPO( Zakłady Metalowe im. Józefa Stalina – Poznań czyli „Ceglorz”) , Zakładów Odzieżowych im. Komuny Paryskiej oraz MPK ( Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne) dołączali coraz to inni przedstawiciele robotniczej siły narodu. Wśród nich były 3 młode dziewczyny. Dwie z nich zatrzymały prowadzony przez siebie tramwaj, druga dołączyła do tłumu. Wszystkie 3 były tramwajarkami i znały się z pracy. Pochodziły z Wielkopolskich wsi. Miały po 18 -20 lat. Odpowiedzialna praca motorniczej był dla nich prawdziwym awansem społecznym. Stanisława Sobańska, Maria Kapturska i Helena Przybyłek wzięły otrzymaną od kogoś dużą polską flagę. Idąc z tłumem w kierunku ZUS na ul. J.H. Dąbrowskiego rozwinęły ją i wkrótce znalazły się na czele pochodu. Wtedy właśnie ktoś zrobił im zdjęcie. W przyszłości fotografia miało się stać jednym z symboli Poznańskiego Czerwca’56. Krzyżująca się najbliższa ulica nosi imię Jana Kochanowskiego. Na jej końcu znajduje się dziś posterunek Policji. Wtedy, w 1956 r. funkcjonował tam Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego wraz z aresztem. W kierunku tego budynku ruszył tłum wzywając zabarykadowanych tam funkcjonariuszy do otwarcia bramy. Trzykrotnie przedefilował przed oknami UBP tłum na czele z tramwajarkami nadal trzymającymi wielką flagę. Poleciały wyrwane z bruku poręczne kostki. Czwartej rundy nie było ale za to ulica stała się sceną strzelaniny w wyniku, której Helena Przybyłek została ciężko ranna, Maria Sobańska lekko i tylko Marii Kapturskiej udało się uniknąć postrzału. Walki w Poznaniu trwały 3 dni. Na ulice wyjechały czołgi. Wypadki wymknęły się spod kontroli i rozszerzyły na satelitarne miasteczka. Łączną liczbę ofiar cywilnych ocenia się na 57 osób z których 80% to przypadkowe ofiary. Jeden tylko cywil zginął z bronią w ręku. Najmłodsza ofiara – symbol Poznańskiego czerwca’56 Romek Strzałkowski miał 13 lat. Tymczasem nasze bohaterki trzy poznańskie tramwajarki rozpoczęły dalsze tragiczne w swej wymowie życie. Dość powiedzieć, że gdy w 1992r. wręczano 57 Kombatantom z Czerwca’56 pierwsze legitymacje, trzech tramwajarek nie było wśród nich.

Helena Przybyłek mieszkała w nędzy w lichym domku w Magdaleniowie pod Kaliszem z dumną najniższą rentą III grupy inwalidzkiej. Wszak trzy pociski które przestrzeliły jej kości udowe obu nóg oraz przestrzeliły prawy goleń wg ZUS- u nie były wystarczającym powodem by podwyższyć jej poziom świadczeń. Tym bardziej ze przecież amputowano jej wkrótce w następstwie tych zdarzeń prawą nogę. Nigdy nie uzyskała pomocy z Solidarności ani ze strony kościoła katolickiego. Otrzymała co prawda wreszcie kombatancką legitymację oraz tytuł honorowego obywatela miasta ale wkrótce zmarłą w 1993r.

Stanisława Sobańska – Odniosła tylko powierzchowne rany pod gmachem Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego. Nie spodziewała się, że jeszcze tego samego dnia znajdzie się z drugiej strony muru w asyście zdecydowanych, smutnych Panów. Trzytygodniowy pobyt kuracyjny okazał się dla tramwajarki pełen wrażeń. Wybite wszystkie zęby, odbite nerki i psychiczne męczarnie uczyniły z tej 18 latki kompletnego wraka o wadze 40 kg. Wyszła za mąż, urodziła trójkę dzieci. Nigdy już nie wróciła do pełni sił i pracy.

Maria Kapturska uniknęła postrzałów ale za to zaliczyła jak setki innych uczestników starć w Poznaniu pobyt w areszcie w WUBP. Bita i poniżana jako jedyna z trójki postanowiła walczyć o odszkodowanie. Rzeczywiście. Sąd przyznał jej rację, żeby sprawiedliwości stało się zadość. Uznał jedna, że czynności funkcjonariuszy wobec Powódki były wynikiem stresu. Przecież „musieli odreagować stres związany z wydarzeniami Czarnego Czwartku” Śledztwo wobec nich umorzono ba jak uzasadniono tak jak Polska Ludowa odstąpiła od ścigania Powódki tak musi również być pobłażliwa dla funkcjonariuszy. Amen.

Pomnik Na skwarze 3 Tramwajarek to projekt Kingi Giżewskiej. Pomnik jest ustawiony przy skrzyżowaniu ul. J. H. Dąbrowskiego i J. Kochanowskiego w Poznaniu. To płyta z odlewu żeliwnego, miedziowana w technice reliefu wypukłego. Przedstawia zdjęcie, które wykonano na ul. J. H. Dąbrowskiego w dniu 28 czerwca 1956r. Całość zamontowana na cokole z kostek granitowych, które w czerwcu 1956r służyły Manifestantom za broń miotającą. Sugestywny napis na pomniku doskonale oddaje dalsze losy trzech bohaterskich dziewcząt. Pomnik odsłonięto w dniu św. Katarzyny – patronki Tramwajarzy 23 listopada 2018r. W 1 rocznicę odsłonięcia pomnika Fundacja Kochania Poznania i Projekt Miś postanowiły ożywić ten skwer i znów zatrzymać choć na chwilę przechodniów, by spojrzeli w całkiem nieodległą przeszłość poprzez opowieść i inscenizację. Rekonstruktorzy opowiedzieli o zdarzeniach z Czarnego Czwartku, złożyli kwiaty pod pomnikiem, a następnie przeszli z wielką flagą polską pod Pomnik Poznańskiego Czerwca 1956r., potem do Muzeum Poznańskiego Czerwca’ 56 w końcu do samego Urzędu Miasta Poznania by wręczyć Vice Prezydentowi Mariuszowi Wiśniewskiemu publikację „Trzy tramwajarki” autorstwa Pawła Cieliczko. Potem rozdawano stosowne ulotki w poznańskich tramwajach. To Fundacja Kochania Poznania była inicjatorem powstania skweru, pomnika i obchodów rocznicy jego istnienia.

Rzeczpospolita Mosińska 1848 - rekonstrukcja zdarzeń - konferansjerka

Wspaniała impreza upamiętniająca  5 dniowy okres trwania Rzeczpospolitej Mosińskiej w 1848 roku rozgrywa się na mosińskim rynku.  Proklamowana niepodległość  przez  poznańskiego adwokata Jakuba Krauthofera – Krotowskiego  stała się symbolem determinacji i sprzeciwu wobec istniejącego systemu władzy i  sytuacji politycznej.   Z  Mosiny przegnano urzędników i  żandarmów  i powołano polskie władze z nowym burmistrzem W. Rostem na czele. Jakąż trzeba było mieć odwagę, jakie gorące przekonanie o słuszności  swoich działań  by   jako prawnik wysłać  listy do władz pruskich z wezwaniem do posłuszeństwa?  To  niewiarygodne! Zbrojna walka, dyplomacja i układy nie mogły przysłonić jednego – umiłowania  wolności  i próba wskrzeszenia wolnej  niepodległej Rzeczpospolitej – co prawda radość z wydarzenia trwała tylko 5 dni, ale za to była szczytowym osiągnięciem walk i polskich doktryn politycznych tamtego czasu.  Polskie odziały po przegranych  bitwach  pod  Rogalinem i Trzebawiem  oraz podpisaniu kapitulacji w Bardzie przestały istnieć.  J. Krotowski zmarł w Berlinie 4 lata później jako adwokat i radykalny niepodległościowiec  poselskiego polskiego  koła parlamentarnego . Syn Mieczysław też adwokat i Powstaniec  Styczniowy, po popełnieniu zbrodni w latach 60 – tych dostał 20 lat ciężkich robót.  Prawnicy a patrioci. Któż dzisiaj zaryzykowałby  całą swą karierę  i spokój  oraz mieszczańskie wygody  dla  narodowej  sprawy?  Ale to już zupełnie inna historia…

Rok 2019

Rok 2018

Opublikowany przez Magdalenę Komosą-Kaźmierczak Sobota, 26 maja 2018

 

100 rocznica Powstania Wielkopolskiego - Luboń - Poznań - 2018 - konferansjerka

W setną rocznicę Powstania Wielkopolskiego w pobliżu pomnika Siewcy, przy dawnej bocznicy kolejowej zbudowanej dla Chemische Fabrik Milch – Aktion Gesellschaft (od 1920 r. Towarzystwo Akcyjne dr Roman May – Fabryki Chemiczne) zrobiło się dość spore zbiegowisko. Od poświątecznego stołu odeszły rzesze Lubonian, Dębczan, Wirzan, Wildziaków i Poznanańczyków, by zobaczyć wjazd zabytkowego składu pociągu na dawno już nieużywaną bocznicę kolejową. Lokomotywa pod parą zawsze robi wrażenie. Nawet J. Brzechwa – poeta –  dostrzegł w tym 125 tonowym kolosie romantyzm i wdzięk. Tym razem jednak lokomotywa OL – 49 (choć wcale nie historyczna do zaplanowanej inscenizacji, co dostrzegalne jest tylko dla wnikliwych historyków) miała przywieźć w ciągniętych przez siebie wagonach grupę żołnierzy Wermachtu zmierzających z frontu do macierzystych koszar. Jest 27 Grudnia 1918 r. W gmachu Hotelu Bazar od 24 godzin przebywa strzeżony przez Straż Ludową oraz Służbę Straży i Bezpieczeństwa Ignacy Jan Paderewski. Wprost proporcjonalnie wraz z przemówieniem kandydata na polskiego premiera, powracającymi z frontu żołnierzami oraz informacjami z Berlina i innych miast niemieckich, rośnie napięcie w Poznaniu. Równolegle na dworzec kolejowy zajeżdżają różne pociągi. Przywożą cywili, wiejskie baby, urzędników i kupców ale też całe odziały całkiem jakoś nie zrewoltowanych do końca żołnierzy. Jeden już skład pełen niemieckich żołnierzy udało się B. Hulewiczowi i M. Paluchowi pokojowo rozbroić i odesłać pociągiem wprost do Berlina. Tym razem może jednak nie pójść wcale tak łatwo. Z Flandrii wraca bowiem do swoich koszar wsławiony wieloma bitwami we Francji i Belgii 6 pułk Grenadierów im. Kleista hrabiego von Nollendorfa. I o tym właśnie opowiadać miała krótka inscenizacja w Luboniu. W oczekiwaniu na pociąg liczni Goście mogli zobaczyć na improwizowanym dworcu niemieckie patrole, stanowisko CKM 08/15, oddział wartowniczy i kancelarię. Cały ten zestaw niemieckich wojaków czekał na przyjazd pociągu, by odpowiednio przywitać i administracyjnie zagospodarować przybyłe z frontu odziały. W tle grały buńczuczne pruskie marsze i pieśni. Dzielnie powiewał sztandar 6 Pułku Grenadierów przy strażniczej budce pomalowanej w pruskie biało – czarne barwy.

Gdy usłyszano charakterystyczny gwizd pociągu, a nad dachami ujrzano czarny dym, na peronie nastąpiło poruszenie. Widzowie wypatrywali stalowego kolosa, który lada chwilę miał wtoczyć się na bocznicę. Każdy chciał zrobić buchającej parze i magicznym dymom najlepsze z możliwych zdjęć. Oficer dawał ostatnie wskazówki archiwistom i patrolom pilnującym porządku. Przecież nie można do końca zaufać „ Polaczkom” i ich komunistycznym kamratom z Rad Robotniczych i Żołnierskich! Czort wie, co to im może strzelić do głowy! Z wagonów zaczynają wychodzić cesarscy oficerowie i żołnierze. Formują szeregi i zaczynają wyładowywać wojskowy sprzęt. W tym jednak momencie na dworzec wszedł żołnierski patrol z biało – czerwonymi kokardami na mundurach i opaskach na rękawie. Dochodzi do ostrej dyskusji a potem pierwsze strzały. Teraz już nie jest ważne z której padł on strony. Rozpętuje się walka pomiędzy oddziałami. Zanim dojdzie do wstrzymania ognia padają zabici i ranni. Żołnierze umacniają się prowizorycznymi barykadami. Na polu walki następuje pat. Co teraz? Jak długo może trwać ta sytuacja? Oficerowie z obydwu stron dochodzą do porozumienia. Żołnierze niemieccy zachowają broń osobistą. Maszynowa staje pod strażą niemiecko – polską. Tu w powstańczym już Poznaniu Wermacht nie ma już czego szukać. Tu jest już Polska. Jeśli nie chcą kłopotu niech wracają do Haimatu – do Berlina. Tam niech sobie szukają swojego miejsca. Ich czas już się w Poznaniu skończył. Tak jak się skończył czas Pana Cesarza Wilusia, który teraz w Holandii uprawia kwiatki. V Korpus Armijny w niewoli! Panowie, Kammeraden – zostaliście zdradzeni. Lepiej teraz zajmijcie się własnymi rodzinami, gospodarstwem i mieniem. W Berlinie rewolucja trwa. A tu wjechaliście w sam środek naszego Powstania. Tu już nie jest stacja Posen. Tu już jest Poznań. Argumenty przekonują żołnierzy niemieckich. Wsiadają do pociągu i odjeżdżają do Berlina. Koszary 6 Pułku Grenadierów nie zobaczą już nigdy swoich gospodarzy.

Inscenizacja zakończona została wielkimi oklaskami. Kto chciał mógł nie tylko zrobić sobie zdjęcia z rekonstruktorami, ale także wsiąść do pociągu i w wagonach pamiętających odległe czasy, przejechać się dokoła Poznania, oczywiście pociąg pełen był Powstańców i pruskich zrewoltowanych żołnierzy.

Inscenizację przygotowało Towarzystwo Miłośników Miasta Lubonia. Wspaniałe zdjęcia Wojciech Polonus. Zdjęcia oddają doskonale klimat i treść  rekonstrukcji stąd zdjęcia pozbawione są zbędnego w tym wypadku komentrza.

6 Zachodniopruski Pułk Grenadierów im. Kleista grafa von Nollendorfa i prawda historyczna

W rzeczywistości taka scena nie miała nigdy miejsca. 6 Zachodniopruski Pułk Grenadierów im. Kleista Garfa von Nollendorfa powstał jeszcze w 1772 r. Od 1860 roku stacjonował w sile 3 batalionów w Poznaniu. Wrócił z Wielkiej Wojny pod koniec   listopada do swoich koszar w Poznaniu. Mieściły się one na ul. Bukowskiej, a piękne budynki zobaczyć tam można do dzisiaj. Służą one Policji oraz Żandarmerii Wojskowej. Spośród wszystkich oddziałów w Poznaniu pod koniec grudnia 1918r. właśnie 6 Pułk Grenadierów wydaje się, był najbardziej zdyscyplinowanym i nie uległ wielce rewolucyjnym nastrojom. To z tych koszar wyszedł oddział, który wieczorem 27 grudnia 1918r. wraz z niemieckimi aktywistami przemaszerował pod Operę i dalej na Wilhelm Platz, zrywając alianckie i polskie flagi oraz dewastując pomieszczenia Rady Ludowej. To nie mogło ujść płazem. Niemiecki marsz został zatrzymany na Wilhelmalle przez Straż Ludową. Pamiętajmy, że w Hotelu Bazar zamieszkiwał wraz z alianckimi gośćmi I. Paderewski. Już wcześniej ustawiono dwie armaty przed hotelem, a w Deutsche National Muzeum stacjonował także odział Służby Straży i Bezpieczeństwa. Wkrótce padły strzały. Rozpoczęło się Powstanie Wielkopolskie, które rozlało się po całym regionie. Żołnierze 6 Pułku Grenadierów zamknięci i bez wyraźnych rozkazów z V Korpusu Armijnego i Berlina byli bacznie obserwowani przez Powstańców. Zajął się tym tajny, nieformalny sztab powstańczy z B. Hulewiczem i M. Paluchem na czele oraz niestrudzonym w działaniach J. G. Jęczkowiakiem i marynarzem A. Białoszyńskim – dowódcą 4 Kompani Służby Straży i Bezpieczeństwa. Trzykrotnie atakowano koszary Pułku. Straż Ludowa opanowała nawet wartownię. Polacy zostali jednak wyparci ( było 16 rannych i 8 wziętych do niewoli Powstańców!) Pamiętajmy, że już 28 grudnia grupa S. Nogaja i F. Budzyńskiego aresztowała cały sztab V Korpusu Armijnego z dowódcą F. von Bock Und Pollach. W końcu po pertraktacjach w dniu 31 grudnia 1918 r. żołnierze 6 Pułku Grenadierów pod eskortą Straży Konnej Miasta Poznania, bez broni maszynowej zostali odprowadzeni na poznański dworzec i wyruszyli pociągiem do Szczecina. Pułk został rozwiązany na początku 1919 roku. Istniał 147 lat.

Akcje powstańcze z udziałem pociągu jednak istniały naprawdę. Po północy już w dniu 28 grudnia 1918r. z Leszna wjechał na poznański dworzec pociąg z 500 niemieckimi żołnierzami. Pod groźbą użycia granatów i broni maszynowej (osadzono je na samochodach ciężarowych) odział rozbrojono, a zdezorientowanych żołnierzy odesłano do Leszna. Tak samo postąpiono z nocnymi pociągami z Krzyża i Piły. Niemieccy żołnierze z Frankfurtu nad Odrą nie dojechali nawet do rogatek Poznania. Rozbrojeni zostali przez Powstańców z Buku i Opalenicy. Prawdziwym jednak majstersztykiem podczas Powstania Wielkopolskiego było zdobycie niemieckiego pociągu pancernego PZ – 22 operującego na trasie Bydgoszcz – Szubin. W dniu 18 lutego 1919r. ( już oficjalnie po podpisaniu Rozejmu w Trewirze) pociąg po ciężkich walkach zdobyto pod Rynarzewem. Dowódca Kompanii Gnieźnieńskiej M. Wachtel – były marynarz wraz 15 kolegami poległ. 15 innych powstańców zostało ciężko rannych. Pociąg w polskiej służbie jako „Danuta” walczył podczas Wojny Bolszewickiej i Kampanii Wrześniowej i zakończył służbę rozbity podczas walk nad Bzurą 16 września 1939r. Ale to już zupełnie osobna historia.

Projekt 'Zachód - Wschód Polska w 30 dni' - 2016

Projekt zakładał przejście w miesiąc od najdalszego punktu na zachodzie Polski do najdalej na wschód wysuniętego skrawka naszego kraju. FTSzlak podjęła się organizacji i prowadzenia Śmiałków przez 2 województwa Lubuskie i Wielkopolskie. W wyprawie brali udział Piotr Sokołowski, Marcin Pławski, Jolanta Piotrowska i Przemysław Warkocki. Start rozpoczął się w zakolu Odry koło Osinowa Dolnego w gminie Cedynia a zakończył w zakolu rzeki Bug koło Zosina w gminie Horodło. To było prawdziwa traperska wyprawa. Prawie 800 km pieszych zmagań. Dziesiątki przedeptanych leśnych ścieżek, dziwne miejsca, przesympatyczni mieszkańcy, nietypowe środki transportu, magiczne miejsca noclegowe. Słowem prawdziwa przygoda z nieprzewidywalnymi scenariuszami. Impreza zakończyła się pełnym sukcesem. Było ciekawie, nietypowo i bardzo aktywnie. Z tej wyprawy wspomnienia będą się zacierały. No może oprócz przepłynięcia wpław Lednicy, by o zachodzie słońca wejść dumnie i z pokorą na Ostrów. Nigdy nie zapomnimy tego mistycznego spaceru po Wyspie gdy prosto z wód Lednicy skierowaliśmy się ku wałom i ku przyczółkowi mostu zachodniego. Wydawało nam się, ze duchy wojów, powabnych białogłów i sam nawet Mieszko I uśmiecha się do nas podnosząc rękę w geście zrozumienia i jakby dziękując za szacunek do dziedzictwa.

Jeśli nawet zatrze się nam Lednica w pamięci to dedykacja z książki oraz klamka z Witnicy będą materialnym świadectwem dokonań z projektu Polska Zachód – Wschód w 30 dni. Piotrze, dziękuję za szczerą dedykację, towarzystwo i pomysł. A klamka? Klamka wisiała smutno w drewnianych drzwiach gospodarczego zaniedbanego dworca w Witnicy. Wisiała tak smutno, że jej krzyk zwrócił moją uwagę. Nie mogłem jej tak zostawić. Gdy dotknąłem tego żeliwnego przedmiotu poczułem jakbym nagle znał wszystkich tych, którzy dotknęli tej klamki przede mną. Przeleciały mi przed oczami postacie zwyczajne – kolejarz w pruskim mundurze z sumiastymi wąsami, żołnierz cesarza Wilhelma, który przypatrywał się fotografii swojej dziewczyny, robotnik, który opierając się o drzwi zajadał pajdę chleba, paniusia ostrzyżona na chłopczycę trzymająca się klamki by wyjąć kamień z buta,   ranny żołnierz SS, który wieszając na klamce fiński sturmgewehr 44 wykrzywiał z cierpienia umęczoną twarz, dziecko które obijało szmacianą piłkę o drzwi siedząc na kufrach z napisem Stanisławów, aparatczyka z czerwoną chustą przebierającego pomiędzy czerwonymi szturmówkami , w końcu starą kobiecinę z koszem pełnych jaj, która chroniła je przed letnim słońcem zdjętą z siwiuteńkiej głowy chustą, a na koniec chłopaka z gitarą z tekturowemu biletem do Jarocina w ręku. Widziałem ich wszystkich. Choć klamkę trzymałem tylko przez 3 sekundy. Jakże to tak? Czy ten przedmiot wdzięcznie wygięty z krzywaśnią zakończoną muszlą ma spaść z w trawę, zostać wgnieciony w ziemię? Czy może podzieli los tej chylącej się ku upadkowi komórce , którą wkrótce ktoś zamieni w zmielony gruz do utwardzania ziemi? O nie! Nie mogłem na to pozwolić. I nie pozwoliłem. Klamka przytuliła się do mnie i wspólnie pokonaliśmy drogę do Poznania. Dziś zamieszkuje w starych drewnianych przesuwanych drzwiach mojej sypialni  i przypomina mi tamtą niezwykłą wyprawę….

Luboń - wrzesień'39 - Plenerowa lekcja historyczna - 2015 - konferansjerka

Celem lekcji historycznej było przypomnienie, że wakacje upalnym latem 1939 roku były niby takie same jak zazwyczaj lecz zakończyły się zupełnie inaczej. Jakieś ogólne napięcie i oczekiwanie, strach i niepewność wkradały się w sielskie krajobrazy spokojnej wsi, pomiędzy mieszczańskie kamienice, dworkowe i pałacowe ogrody, do sztetli i szacownych mieszczańskich domów.  Niepokój zasiadał w kościelnych ławach, zakradał się za aron – ha kodesz, i straszył na tatarskich mizarach. W domach i na peronach żegnano mężów i ojców ubranych w mundury, lotników, kawalerzystów, marynarzy i piechurów. Może jednak wojny nie będzie? – powtarzano. A jak będzie to popędzimy Niemców z Francuzami i Anglikami do Berlina i za dwa tygodnie będzie po wszystkim… Przecież nie oddamy nawet guzika.  Ogromny wysiłek żołnierzy polskich podczas Kampanii Wrześniowej na zawsze wszedł do panteonu chwały. Walki  z Niemcami, Słowakami i Armią Czerwoną toczyły się do 6,7 października – wtedy to do niewoli niemieckiej poszedł ostatni dzielny generał F. Kleeberg. Dziadek piszącego te słowa dostał się do niewoli sowieckiej w Lasach Parczewskich 8 października. Kontynuował walkę major H. Hubal – Dobrzański gromiąc jeszcze Niemiaszków 30 marca 1940 r. pod Huciskami i dzień później pod Szałasem dzielnie przebijając  się przez obławę. Ale cierpienia we Wrześniu’39  nie ominęły dzielnej do granic ludności cywilnej. Rzesze uchodźców, uciekinierów szły na wschód atakowane przez Ju-87, Messerschmidty 109Bf, które siały popłoch, panikę i śmierć pośród Bogu ducha winnych Cywili. Dziesiątki osób z Obrony Cywilnej – powołanej w 1936 roku i Harcerzy z narażeniem życia pomagały potrzebującym, wspierały żołnierzy, szpitale polowe i strażaków. O nich, o bezbronnych, ale uzbrojonych w dziedzictwo obowiązku była właśnie ta rekonstrukcja historyczna. Postąpili – jak trzeba.

Scenariusz: Sergiusz Myszograj, Wspaniałe zdjęcia Grzegorz Krykwiński

Dni Twierdzy Poznań - inscenizacja 'O jeden most za daleko' - 2014 - konferansjerka

Inscenizacja nawiązywała do największej operacji spadochronowej II Wojny Światowej – Market Garden. Inscenizacja przypominała o 1000 polskich spadochroniarzach pod dowództwem gen. St. Sosabowskiego, którzy wykonali rozkaz angielskich zwierzchników i ze łzami w oczach zamiast skakać na polską ziemię znaleźli się w Holandii. Zadaniem polskiej brygady była odsiecz dla 1 Brytyjskiej Dywizji Spadochronowej. Tylko 250 polskich żołnierzy sforsowało Ren, reszta z niesamowitym poświęceniem broniła się w miasteczku Driel. To Polscy żołnierze osłaniali odwrót Brytyjczyków i Amerykanów i wyprowadzili ich z kotła. Polacy Do końca wierzyli, że w rzeczywistości są przygotowywani do lądowania pod Warszawą. Wylądowali jednak pod Arnhem. W Warszawie heroicznie dogorywało Powstanie ( w Powstaniu walczył syn Generała, który w rezultacie walk do końca życia był ociemniały )Gen. St. Sosabowski po powrocie do Anglii został oskarżony o sprzeciwianie się angielskiemu dowództwu choć przed operacją głośno ostrzegał przed durnotą tego planu. Odsunięty na boczny tor, po wojnie pracował jako barman i zwykły robotnik w fabryce silników elektrycznych. Angole nie przyznali mu przysługującej mu renty. Pochowany jest na szczęście w Warszawie. O przywrócenie honoru Generałowi i polskim Spadochroniarzom upomniało się kilku mądrych Holendrów w 2006 r. Królowa Beatrix podczas oficjalnych uroczystości wręczyła na ręce wnuka generała Order Brązowego Lwa. Istnieje też odmiana tulipana nazwana Sosabowski. Sztandar brygady udekorowano najstarszym i najwyższym odznaczeniem holenderskim: Wojskowym Orderem Wilhema. Podczas uroczystości nie było nikogo z polskiego rządu. To odznaczenie przyznaje się bardzo rzadko i nikomu spoza granic Holandii. Szczyci się nim tylko 1 Amerykańska Dywizja Spadochronowa. Po latach nikt nie wytykał marszałkowi B. Mongomeremu jego decyzji, która okazała się ostatnią wielką, krwawą klęską aliantów II Wojny Światowej. On sam oskarżył Polaków o tchórzostwo. Spadochroniarze polscy klepali biedę lecz zawsze wierni byli swemu dowódcy. W Holandii poległo 436 polskich żołnierzy. Prawie 50 % stanu osobowego Brygady. Postanowiliśmy to tym wszystkim opowiedzieć w Poznaniu na magicznym Moście Biskupa Jordana.

Śluza Katedralna i Most Biskupa Jordana - Dni Twierdzy Poznań - 2013 - konferansjerka

Kryptonim Wolność - Kościan 2013 - Gra miejska

Impreza miejska upamiętniająca akcję z 28 grudnia 1918r. w Kościanie. Rezerwa Skautowa z wojskowego garnizonu kościańskiego gdzie stacjonowały 3 bataliony piechoty wyniosła pod osłoną nocy 833 karabiny ręczne, 30 karabinów maszynowych, 30 000 nabojów i skrzynie z granatami. Następnie opanował newralgicznie punkty w mieście z Dworcem Kolejowym i pocztą a następnie odebrała kapitulację skoszarowanych żołnierzy niemieckich. W wszystko to 120 chłopców – skautów pod dowództwem Józefa Kamińskiego. Grupa rekonstrukcyjna dosłownie opanowuje Kościan i wciąga mieszkańców do udziału w grze, sprawdza dokumenty oraz produkty w cukierni…

Święto Pyry i rajd konny Biskupin - Poznań - 2002 - scenariusz i konferansjerka

Kiedy w 2002 r. na łęgach warciańskich pod Rogalinem oraz w Biskupinie pojawiła się ekipa filmowa, by pod przewodnictwem Jerzego Hoffmana kręcić zdjęcia do filmu „Stara Baśń -Kiedy Słońce było Bogiem” nie mogło tam zabraknąć FTSzlak. Z oczekiwaniem i radością producenci filmu zaangażowali nas jako wybitnych statystów. Przebywanie pośród tuzów polskiego filmu z D. Olbrychskim, J. Trelą, W. Zborowskim oraz M. Żebrowskim i innymi aktorami uzmysłowiło nam jedno. Tego spotkania z takimi ludźmi nie można zmarnować i przejść po tych trzech tygodniach na planie filmowym w rytm dnia codziennego. Nam nie wystarczyło, że jadamy z nimi lunche, że codziennie obserwujemy ich aktorski kunszt, że możemy sobie jak równy z równy pogadać o tym czy owym oraz zrobić fajne zdjęcie, no i zagrać u ich boku. Rozpoczęła się nasza tajna misja. Postanowiliśmy wykorzystać jeszcze lepiej ich obecność w pobliżu Poznania. Miasto przygotowywało się do roku 2003 kiedy to zamierzano hucznie obchodzić 750 rocznicę nadania praw miejskich Poznaniowi. Co to też wspaniałe instytucje miejskie nie przygotowały na tę rocznicę? Cuda prawdziwe, nie widy. Kto jednak powiedział że tych obchodów nie można przyspieszyć ? Nikt nie potrafił połączyć jakoś tak niezwykłego zdarzenia jakim był plan filmowy, który był pod Poznaniem wypełniony sławami polskiego kina oraz tego, że Poznań zapewne istniał już w czasach, o których film ten opowiada. Dlaczego zatem nie połączyć tych dwóch faktów? Nie zdarzają się w końcu takie okoliczności każdemu miastu co roku. No i nie każde miasto może pochwalić się tak odległą chronologią i tym, że jest nekropolią pierwszych Piastów z Mieszkiem I, który przez większość swego życia był przecież poganinem. A film opowiada o świecie pogańskich Słowian. Powiedzmy sobie szczerze. Scenariusz imprezy właściwie napisał się sam. Oficjalny program imprezy we wrześniu Święta Pyry 2002 przygotowany przez miasto był już właściwie gotowy. Wtedy pojawił się na horyzoncie scenariusz przygotowany przez FTSzlak. Ku naszemu zdumieniu mądra Pani z miasta Dominika Bońkowska doceniała pomysł i zaakceptowała w jednej chwili scenariusz napisany „na kolanie”. Nasza misja na planie Starej Baśni nabrała rumieńców. Plastyk Miejski przygotował w starym stylu wielki arkusz z ozdobnym pismem. Po rozsunięciu arkusza można było przeczytać następującą treść: Z okazji 750 – lecia nadania praw miejskich stołecznemu Poznaniowi twórcy filmu ” Stara Baśń – Kiedy Słońce było bogiem” oraz pogańscy bogowie osobiście, składają wyrazy głębokiego szacunku i życzą na następne 750 lat wszelkiej pomyślności wierząc, że prapolskie tradycje, etos gospodarności i społeczny patriotyzm mieszkańców na zawsze będzie obecny w tym mieście. Naszą misją było uzyskać od każdego aktora z reżyserem na czele autograf, który wzmacniał wartość tego dokumentu. Myślicie że było to trudne? Wcale nie. Wszyscy chwalili pomysł i z przyjemnością składali swoje podpisy pod tym mądrym i pięknym dokumentem. Biskupin był wtedy opanowany przez dziesiątki wojów i białogłowy. Postaci te dodawały kolorytu temu najbardziej rozpoznawalnemu rezerwatowi w kraju. Kiedy już uzbieraliśmy wszystkie podpisy, czas był ruszać w drogę. Wsiąść w samochód i dostarczyć ten dokument do urzędu na ręce Prezydenta Grobelnego to mógłby zrobić każdy lepszy urzędas z miasta. Taki dokument jednak musiał być okraszony dodatkowym nimbem świętości. Bezcenny zwój dotarł do Poznania z Biskupina konno na plecach wojów i wojowniczek w pełnym rynsztunku zbrojnym. Czuliśmy się jak prawdziwi gońcy wysłany z ważną misją, której nie możemy zawalić. Dla kurażu śpiewaliśmy starożytne pieśni, a ponieważ zbyt dużo ich nie znaliśmy w repertuar wkradły się także ułańskie przyśpiewki. Wszak Dziadek piszącego te słowa był Starszym Wachmistrzem Sztabowym. Ho, ho. To zobowiązuje. Zdarzało się, że wiejskie kobieciny prostowały się nad ziemniaczanym polem przygładzając niesforne włosy wyłażące spod chusty i wtedy słychać było roztkliwiony głos: „Boże, to przecież ułani”. Ale nie ułani to byli lecz my – przebierańcy na modłę gońca konnego z X wieku. Prawdziwe wrażenie na współczesnych wywarliśmy pod Antoninkiem przy Mac Donaldzie, gdy zgodnie z przepisami przekraczaliśmy drogę Poznań – Warszawa. Kierowcy powyłazili z aut nie mogąc uwierzyć przemykającej na zielonym świetle grupie jeźdźców w kolczugach. Niektórzy to aż z samochodów wyszli bo myśleli, że szybka im się w telewizor zmieniła. Wyprawa trwała 4 dni i wiodła z Biskupina pod Gniezno ( wielkie podziękowania za gościnę należą się Wojtkowi Śmieleckiemu), przez Kociałkową Górkę i Uzarzewo do Poznania. Wzruszyliśmy się gdy mijaliśmy Lednicę, Moraczewo, zapomniane grodzisko w Uzarzewie. Kiedy tylko dnia następnego rozpoczęły się uroczystości Święta Pyry, przez św. Marcin przedefilowała konno cała grupa gońców z tubą, która skrywała jedyne takie niesamowite życzenia dla Poznania. W orszaku innych wojów z bębnami i trąbitami całe towarzystwo przemieściło się na Polanę Harcerza gdzie rozpoczęły się oficjalne uroczystości Święta Pyry. Tutaj pismo z dziesiątkami autografów polskich artystów wręczyliśmy Prezydentowi miasta Poznania R. Grobelnemu. Impreza hucznie rozwijała się do wieczora. Dawno zapomniani pogańscy bogowie chyba mieli satysfakcję, że po tysiącu z górą lat znów mogli swym duchem znów być obecni w Poznaniu. Gdzie są teraz nie wiemy. Lecz wierzymy, że z pewnością czuwają dyskretnie nad poznańskim grodem, chowając się w swoich tylko im znanych zakamarkach. Czy dokument z życzeniami istnieje? Śledztwo w tej sprawie nie zostało zamknięte.

Wielki szacunek i podziękowania składamy koniom, które dzielnie niosły nas na swym grzbiecie niczym dawne bojowe rumaki pokonując dziennie po 30 km. Dwa koniki polskie Myszka i Nadia oraz dwa wielkopolany Hanter i Baśń zasługują, by wymienić ich imiona. Do zobaczenia koniki – gdziekolwiek się teraz pasiecie, gdziekolwiek…

Warto jeszcze przedstawić w tym miejscu temat grodu piastowskiego, który odegrał tak istotna rolę podczas Święta Pyry w 2002r. Gród stanął na Polanie Harcerza nad Maltą w roku 2001 i stał się miejscem chętnie odwiedzanym przez osoby indywidualne, często z dziećmi oraz wycieczki, choć nie miał on oczywiście żadnego uzasadnienia archeologicznego by stać w tym miejscu. Nie o to jednak chodziło. Ten niewielki, gród z kilkoma chatami uszczelnianymi gliną, chatą Drużyny, mieszczącą na co dzień – zbrojownię, kącinę pogańską z wizerunkiem Mokoszy i Welesa, palisadą z brama wejściową z wieżyczką oraz ruska  banią stanął na Polanie za sprawą Alberta Kiszkurno i stworzonej przez niego Drużyny Wojów Piastowskich Jantar. Siedziba Drużyny WP Jantar w Poznaniu była bodajże jedynym wtedy tego typu obiektem w kraju. Budowa sławnego grodu na Wolinie miała dopiero się rozpocząć. Była to więc prekursorska inicjatywa w Polsce. Gród stał na Polanie Harcerza do 2003r. Właśnie wtedy wybitni włodarze miasta odkryli, że powstał on w tym miejscu nielegalnie, więc nakazano jego zlikwidowanie. Do dziś Poznań – miasto stołeczne i pierwszoplanowo zapisane w prapoczątki Polski nie ma podobnego obiektu. Nikłe ślady prasłowiańskiego poznańskiego Grodu i trochę klimatu z tamtego czasu jesteśmy wstanie załapać jedynie na Ostrowie Tumskim w pawilonie archeologicznym Genius Loci ze świeżą konstrukcją – bramą przedstawiającą granice wałów poznańskiego Grodu. Trochę tajemnic pomoże nam zgłębić także wystawa w Bramie Poznania. Ale czy można w ogóle to porównywać? Praktycznie temat Grodu nad Maltą nie istnieje w „świadomości” internetowej dlatego przedstawiamy kilka fotek, które prezentują ten Gród od wewnątrz. Ot tak ku pamięci. Innych nie znajdziecie.