Projekt Miała – 2020
Wielkopolska – Puszcza Notecka – rzeka Miała i Napoleon
Kiedy mówimy o puszczy od razu przychodzi nam na myśl ostatni naturalny las Europy – Puszcza Białowieska. To faktycznie prawdziwa skarbnica przyrody wpisana przecież na światową listę dziedzictwa UNESCO. W Wielkopolsce, która od wieków była siedzibą dużej ilości grodów i akcji osiedleńczych, naturalne lasy szybko uległy przetrzebieniu i wyrugowaniu. Tu powstawała administracyjna Polska, więc trzeba było mocniej sięgać do dóbr natury i zagospodarowywać trzebieże, by Państwo mogło funkcjonować bardziej bogato. Budowa grodów do dziś budzi podziw także historyków, archeologów i inżynierów. Naukowcy zastanawiają się także jak niezwykłą pracę fizyczną i organizacyjną trzeba było wykonać, by dostarczyć na miejsce budowy odpowiednią ilość drewna. Gdy sobie uzmysłowimy, że taki gród na Lednicy, w Gieczu czy w Kaliszu to ok. 150 m średnicy składający się z budowli drewnianych, z wałem o wysokości 12 metrów, mostami o długości 600m ( Lednica) to zaczynamy doceniać zapał, organizację i talent naszych słowiańskich Przodków. Warto sobie uzmysłowić, że do budowy i umocnienia grodu za pierwszych Piastów potrzebna była setki M3 drewna. Dla takiego np. mostu na Jeziorze Lednickim użyto 200 M3 drewna. Czas pracy także obliczono. 100 ludzi przez 12 godzin dziennie w ciągu miesiąca potrafiło oddać do użytku 5 m szerokości przeprawę na jeziorze głębokości kilkunastu metrów. Zapotrzebowanie na szlachetne drewno było ogromne. Jakim bogactwem zatem dysponowały wtedy puszcze dziś trudno nam sobie nawet wyobrazić. A przecież drewno potrzebne było także na rozbudowę chat, narzędzi, mebli i do opału, a czasami do budowy oblężniczych machin. Mimo to w Dolinie Noteci praktycznie do XVIII w. przetrwał w Wielkopolsce ogromny obszar lasu. Dolina Noteci była zawsze ziemią graniczną, dlatego też stanowiła naturalną granicę ludzkich światów. Początkowo pewnie Polan i plemion pomorskich, później Korony i Marchii Wschodniej, dalej Polski i Prus. To właśnie w XVIII w. rozpoczęła się wielka kolonizacja puszczańskich ostępów, którą na mniejszą skalę wcześniej prowadzili Górkowie, Opalińscy i Kwileccy. Sprowadzanie osadników z Holandii, później z innych obszarów Niemiec, także z Czech i Śląska do zagospodarowywania bagnistych nieużytków, mokradeł i bagien silnie zmieniły oblicze puszczy, ale nie wyrugowały jej znaczenia. Nie wszystkie wsie, osady i przysiółki miały okazję przetrwać do naszych czasów. Po niektórych pozostały tylko nazwy, czasami zarośnięty ewangelicki cmentarz, jakieś zarastające miedze, sztuczny staw czy kamień graniczny. Doskonałym przykładem jest miejsce po wsi Radusz koło Międzychodu. Dziś teren, który określamy mianem Puszczy Noteckiej to obszar o długości 150 km i szerokości 30 km. W sumie to największy las w Polsce. Rozciąga się od Santoka i Skwierzyny do Obornik i Rogoźna na wschodzie. Kręgosłupem tego leśnego świata jest rzeka Noteć. I choć w dużej mierze Puszcza Notecka to bory sosnowe, wydmy i piachy w Dolinie Noteci znajdziemy na jej terenie kilka rzek i jezior. Całość Puszczy to teren Natura 2000 oraz teren Leśnego Kompleksu Promocyjnego. I choć zespół śródlądowych wydm z najwyższą Sowią Górą ( 93mnpm) jest unikatowy w skali Europy, a najstarsze drzewo Dąb Józef koło Marianowa powinno przykuć naszą uwagę, my postanawiamy spenetrować fragment Puszczy Noteckiej w inny sposób. Liczymy także na poznanie jej zaskakującego krajobrazu od strony rzeki Miały. To rzeczka o długości 62 km. Swoje źródła ma w Nowinie koło Lubasza –starego grodu, na którego miejscu stoi dziś dumnie Sanktuarium Maryjne. Ujście znajduje się pod Drezdenkiem, gdzie Stara Noteć wpływa do Noteci. Nie jest to zbyt popularny szlak kajakowy. Przy niskim stanie wody może być dość uciążliwy w spływie. Niskie mostki dopełniają pojecie – uciążliwy. No, taka rekomendacja przekonuje do spłynięcia Miałą Jest niedziela. Dzień zapowiada się wspaniale. W samochodzie swoje miejsce zajmują szczelnie zamykane worki żeglarskie oraz hit cateringowy dzisiejszego dnia. Ok. 10.00 stajemy na moście drogowym w Marylinie. Pięć kajaków polietylenowych z wygodnymi siedziskami ląduje pod mostem na prawym brzegu Miały. Wsiadamy do kokpitu i rozpoczynamy spływ. Wieś Marylin znana była dawniejszymi czasy z swojego młyna na Miałej. Swoją nazwę nosi dopiero od roku 1919. Wcześniej zwała się Smrodakiem. Oprócz przepływającej Miały jest tu w pobliżu kolejna woda – jezioro Moczydło z atrakcyjną ścieżką edukacyjną na temat słodkowodnych ryb. Przed nami 14 km odcinek do Kamiennika. Pogoda doskonała. Rzeczka po ostatnich opadach podniosła się o dobre 2 cm jest więc szansa, że obędzie się bez spacerków po rzece. Jedno jest pewne. Nie spotkamy tu raczej żadnej innej kajakowej duszy. Rzeka nie ma tu więcej niż 3-4 m szerokości. Ilość zatorów drzewnych na tym odcinku praktycznie żadna. Czystość rzeki bardzo poprawna. Ilość nisko zawieszonych mostków – 4.
Wszystkie te domorosłe konstrukcje łączące łąki po 2 stronach rzeczki zawieszono na szynach kolejowych. Na jednej z szyn odszyfrowaliśmy datę 1911r. Prawdziwym skarbem tej puszczańskiej rzeczki jest stała dostawa atrakcji w postacie meandrów, prostych odcinków, zmieniającego się krajobrazu, wspaniałych łąk, borów sosnowych i szpalerów olch. Z Marylina rzeczka przetransportowała nas do Piłki. Ta stara XVI w. wieś pełniła przez długie lata funkcję wielkiego tartaku. W 1765r. Paweł Sapieha z Wielenia ufundował w Piłce drewnianą ( a jakże !) świątynię. Z poziomu rzeki zza rzecznych szuwarów widzimy tylko kwadratową wieżę kościoła pw. Matki Boskiej Wniebowziętej. Tę ciekawą ceglaną, katolicką świątynię zbudowano dzięki prężnemu proboszczowi Antoniemu Prokopowi w 1869r. którego mogiła znajduje się na przykościelnym cmentarzu. Obok świątyni w starej wikarówce funkcjonuje schronisko oazowe „Pod Rybą”, w lesie fantastycznie położona atrakcyjna ścieżka edukacyjna z wielkimi grzybami. W końcu nie ma lepszego miejsca w Wielkopolsce na grzyby jak Puszcza Notecka! W centrum wsi Krzyż Dziękczynny z 1919 r. okazji odzyskania niepodległości. Mija właśnie 1 godzina i 56 minuta naszej podróży po Miałej. Płyniemy dalej przez Folwark Piłka. To zapewne XIX w. przysiółek tartaczny. Na zupełnym skraju folwarku wykorzystujemy polanę z kilkoma prostymi ławeczkami i urządzamy tu 1,5 godzinny piknik. Długo? Wierzcie mi! Po rozpakowaniu skrzynki, na narzędzia i wyciągnięciu przez właściciela jej zawartości moglibyśmy naszą przerwę przedłużyć do wieczora, a i to nie wiadomo czy nie dłużej. Ze skrzynki wprost na palnik wylądował garniec z gulaszem z dzika ( zresztą, osobiście poległego z ręki organizatora „Projektu Miała”), obok własnoręcznie pieczony chleb oraz pięć zapakowanych osobno domowych drożdżówek z truskawkami. Nie wiem czy jakiś inny kajakowy piknik mógłby dorównać tej akcji? Scenografia tego pikniku to już prawdziwie malarski pejzaż. Kiedy na wysokiej skarpie podgrzewał się gulasz, Tomek i Grzegorz skorzystali z wodnych darów rzeczki. Żółty piasek dna, szeleszczące potężne brzozy i sosny, łąka ze skoszoną trawą o łagodnym południowym nachyleniu, śpiew ptaków, brak upierdliwych owadów, słońce i zapach gulaszu. Czyż to nie jest sceneria, dla której warto wstać rano w niedzielę? Może być nawet poniedziałek. Idealnie wymierzona porcja, zapach chleba. Rodzinne kuchcenie firmy –ABC – AmeliaBestCatering17 to chyba najlepsza kuchnia piknikowa jaką dane mi było zasmakować. Po tej małmazji, konsumpcję drożdżówek przenieśliśmy na zakończenie spływu. Błogie lenistwo na brzegu Miałej trwało dobre 1,5 godziny. Następny odcinek spływu obfitował w krajobrazy jak z najlepszych filmów przyrodniczych. Zachwycała nas gra świateł w olchowym lesie, kolory łąk i ścian sosnowego lasu. Przelot czapli siwej i start z wody kaczek krzyżówek. Nawet zapach pastwisk z wylegującymi się czarno – białymi przeżuwaczami stanowił ciekawy przerywnik w obserwacji dzikiej przyrody. Ale prawdziwym zaskoczeniem był dla nas stojący na łące nad brzegiem rzeki… czołg. Trzeba przyznać, że w najśmielszych marzeniach nie spodziewaliśmy się takiej atrakcji. Pierwsze wrażenie było zaskakujące i już wyciągaliśmy z zanadrza nasze noże, by bronić niepodległości kajaka, gdy drugie spojrzenie trochę nas uspokoiło. Zbudowany z betonowych płyt w skali 1-1 czołg mógłby spokojnie spełniać rolę dobrej makiety na polu bitwy. Od czasu do czasu mijamy samotne gospodarstwa. To właśnie z rzeki doskonale przestawia się historia zagospodarowania Puszczy Noteckiej. I choć żadne z domostw nie ma już dachu krytego strzechą ani uroczych okiennic oraz płotów z gałęzi czy wikliny to właśnie takie miejscówki łatwiej pozwalają ogarnąć historii naszą wyobraźnię. Samotne gospodarstwa – olęderskie osadnictwo. Czy to przy nich wypalano węgiel drzewny? A może wytapiano rudę darniową? Jak wyglądało puszczańskie życie rodzin w osamotnieniu społecznym? Jak wyglądały zwyczaje poszukiwania chętnej panny na żonę? Jak zdobywano kawalera? Czy ograniczano się tylko do najbliższych osad? Czy mogli ukrywać się tu zbiegli więźniowie albo partyzanci? Czy gdziekolwiek przetrwały opowieści, może zdjęcia tych miejsc sprzed 100 -200 lat? Dopływamy w pobliże Brokowa. To właściwie kilka chat przerobionych na agroturystykę oraz przystań kajakowa. Woda płynie coraz wolniej, rzeka staje się coraz szersza. To zasługa tamy na Miałej w Kamienniku. Gdy dopływamy do tej starej wsi wpływamy na szerokie wody stawu Kamiennik. Przed nami skromne dziś zabudowania młyna, a po lewej zagospodarowana plaża z pomostem. Na lewym brzegu na wzniesieniu wyrasta skromna świątynia pw. św. Piotra. Podobno stary drewniany kościół książę Sapieha przeniósł stąd właśnie do Piłki i tam wtedy powstała parafia katolicka. Czyżby powodem tego czynu był brak we wsi katolików, a bogobojny właściciel nie zamierzał kościółka oddawać protestantom? Kaplica w Kamienniku bowiem powstała dopiero w XX w. Ewangelicy tymczasem chodzili na nabożeństwa do pobliskiego Chełstu. Dobijamy do brzegu. To koniec naszej spokojnej, prawdziwie relaksacyjnej podróży rzeką Miałą przez fragment największego lasu w Polsce zwanego Puszczą Notecka. Już teraz nurtuje nas ciekawość. Jak wygląda Miała za młynem w Kamienniku? Czy jest równie urokliwa i da się stąd spłynąć do samego Drezdenka? Czy można płynąć naturalnym korytem rzeki albo tylko Kanałem Chełstowskim do Starej Noteci? Na te pytania odpowiemy sobie na pewno. Lecz nie dziś…. Tymczasem pakujemy kajaki na przyczepę, a sami wczytujemy się w historię wsi wyłuszczoną na wielkiej tablicy przed młynem. Sam młyn, dziś skromny i dotknięty zębem czasu założył młynarz Wolfram. W XIX w. gospodarzyli tu Frulichowie, a po wojnie przez krótki czas rodzina Kozów dopóki sprawiedliwość ludowa nie odebrała młynarzowi tego przedsiębiorstwa zagrażającemu socjalistycznej sprawiedliwości. Któż by przypuszczał, że w Kamienniku zajmowano się też produkcją metali kolorowych z rudy darniowej pozyskiwanej na brzegu Miałej na końcu wioski? Zawitała do Kamiennika także wielka historia. We wsi w 1806r. widziano tu ponoć samego Napoleona ze świtą. Czeka nas jeszcze posumowanie spływu na trawie. Pojawiają się na karimatach nie zjedzone, domowego wyrobu drożdżówki i herbata miętowa z miodem z termosu. Słońce fantastycznie grzeje. Rozkoszując się ciszą i szneką w przedostatniej na północ działce w Kamienniku rozważamy kolejny wypad nad Miałę. Wspaniałe te drożdżówki ! Zastanawiamy się czy przypadkiem gdzieś nad brzegami tej rzeki pomiędzy Kamiennikiem a Chełstem nie spoczywa mityczny napoleoński skarb, o którym wspominali starzy mieszkańcy. Podobno jakaś kareta z cesarskiego orszaku ugrzęzła na wieki w błotnistej drodze przy rzece. Fakt, że w Poznaniu była kwatera cesarska przez 3 jesienne tygodnie 1806 r. upoważnia do pewnych podejrzeń. Żołnierze napoleońscy mogli się tu pojawić. Ale żeby od razu sam cesarz? Dlaczego jednak nie mamy wierzyć opowieściom starych mieszkańców. Czyżby sam „Bóg Wojny” stanął tu na kwaterze? A może tę historię należy połączyć ze zdarzeniem o większym smaczku historycznym? Przecież Kamiennik zamieszkiwali wtedy ewangelicy. Kto wie ilu z nich mówiło w polskim języku, ilu było lojalnych wobec polskich świeżych władz? Przecież od 20 lat tereny te były pod pruską administracją ? Zaraz, zaraz. Ile stąd jest do Owińsk? Jakieś 85 km. A ile do Szmotuł ? Tylko 50 km. Czyżby Kamiennik był śladem angielskiej gry wywiadowczej pod kryptonimem Chess – Player? A może właśnie tu w puszczańskiej głuszy, w Kammienniku agenci angielscy i pruscy dopieszczali ostatnie szczegóły porwania Napoleona? Taka akcja była planowana na terenie klasztoru w Owińskach( wg innych źródeł zamku w Szmotułach ), gdzie cesarz w towarzystwie kilku oficerów miał odwiedzić cysterski obiekt, by podziwiać go i zagrać z maszyną szachową ( zwaną Mechanicznym Turkiem) , która jakimś cudem znalazła się, o dziwo, w pocysterskim klasztorze. I jedno i drugie było jak najbardziej w kręgu zainteresowań Cesarza Francuzów ( Napoleon uwielbiał też zamkowe drastyczne legendy). Swojego czasu jeszcze we Francji „Mały Kapral” przegrał swoją partię z tą maszyną. Pomysłem Anglików było podmienić podczas gry w szachy Cesarza Napoleona na podobnego do niego kropka w kropkę Polaka – mnicha z Gostynia –Stefana Błażewskiego. Przygotowywano go do tej akcji przez kilka miesięcy. Podobno zdolności aktorskie i aparycja do złudzenia przypominały prawdziwą postać. Ciekawe, czy Anglicy zadbali także o szkolenia ars amandi bohaterskiego mnicha? Taka akcja mogła zmienić losy świata. Zagubiona wieś w puszczy, pełna potomków niemieckich kolonistów, bliskość granicy z upokorzonymi przez Napoleona Prusami, mogła stać się bazą angielskiej operacji. Możliwość ukrycia sporej liczby ludzi w Kamienniku – miejscu na tyle odległym od Poznania i nieistotnym z militarnego punktu widzenia może mieć swoje uzasadnienie. Przecież kareta, konie, napoleońscy żołnierze i sam cesarz w Kamienniku wcale nie musiał być prawdziwy. Nie musieli o tym wiedzieć wszyscy mieszkańcy wsi. Może właśnie tu Anglicy przeprowadzili swoje ostatnie próby z sobowtórem? Wypadły na tyle dobrze, że Kamienniczanie przekazali ten fakt dalszym pokoleniom wierząc święcie, że sam Napoleon u młynarza i sołtysa miejscową maślankę próbował i smakował sery od Kasi Boch. Może Kamiennik po udanym porwaniu Napoleona miał stać się ostatnim przystankiem angielskich agentów, którzy kierować mieli się później w kierunku portu w Kołobrzegu? Cała akcja jednak spaliła na panewce ponieważ, patriotyczne uniesienia sobowtóra spowodowały, że ten zmienił zdanie w ostatniej chwili i wykorzystując nieuwagę i dobre samopoczucie angielskich agentów umknął im niepostrzeżenie. Podobno do końca życia prowadził skryte mnisze życie, a spiskowcy mieli zginać w dość tajemniczych okolicznościach jeszcze podczas napoleońskich wojen. Nie wiem jak długo jedliśmy okolicznościowe drożdżówki wyprodukowane przez AmeliaBestCatering17 ale opowiadający tę historię jest pewien ze spokojnie mogłyby stać się przysmakiem na stole Cesarza Francuzów.
Uczestnicy projektu Miała : Grzegorz Z. Przemek W. Tomasz K. Mariusz W. Mariusz P.





