Kiedy ktoś proponuje wyjazd na spływ, a my wiemy, że to człowiek godny zaufania możemy spokojnie pakować się na wyprawę. Kiedy dodatkowo wiemy, że organizator to komandor To – Masz, który od lat spędza każdą wolną chwilę nad rzeką Piławą możemy być spokojni o sukces wyprawy. Komandor To – Masz? Możemy być pewni, że dobór uczestników będzie doskonały! I już. I już niczym nie musimy się martwić. Zrobi to za nas Komandor To – Masz. Już taki jest. My tymczasem podporządkowujemy się całkowicie jego planom. W ten sposób giną wszelkie troski i zmartwienia. Kajaki gotowe, ekwipunek załadowany, pogoda wspaniała. Ruszamy.
Piława to rzeka o długości 82 km. Wypływa z Jeziora Komorze (Rakowskie), które wraz z innymi towarzyszącymi mu akwenami, położone jest na Pojezierzu Drawskim. Startujemy z plaży w Sikorach. Jezioro ma długość ponad 7 km, głębokość 34m, Wyspę Wydrzą i trzy wyraziste półwyspy. Prawie na końcu jeziora, dwie wielkie rury, tzw. przepust pod drogą Komorze – Rakowo zapraszają nas do spłynięcia na jezioro Rakowo. Ta dość nietypowa, ale krótka atrakcja porównywalna z emocjami podczas przybywania w rurze rekreacyjnej w Aquaparku. Ale w międzyjeziornej rurze jest zawsze więcej pająków i spędzających tu dzień nocnych owadów. Duże kamienie i jakieś ceglano betonowe relikty to pozostałości po zniszczonym młynie. Wpływamy na Jezioro Rakowo. Po 1 km jesteśmy już w Dolinie rzeki Piławy. Lasy i wysokie skarpy. Ładnie. Wpływamy za 2 km na jezioro Brody o 1,8 km długości, który całe trzeba przepłynąć. Urocze wysokie skarpy i świadomość, że pod nami 23 m głębokości daje złudzenie jakbyśmy byli na świecie naprawdę sami. Po lewej na przesmyku do kolejnego akwenu mijamy Stary Młyn – gospodarstwo agroturystyczne. Wpływamy na Jezioro Strzeszyn nieco krótsze i płytsze od poprzedniego. To jezioro jednak za pierwszym półwyspem opuszczamy i po ok. 500 m odcinkiem Piławy osiągamy Jezioro Kocie. Dzieli się one na dwa akweny. Po minięciu wąskiego przesmyku trzymamy się lewej strony i kierujemy się ku nasypowi kolejowemu. Wpływamy w uregulowany 300 m odcinek rzeki, by nagle już przed widocznym jeziorem Łąkie skręcić w prawo w przepust pod torami kolejowymi o ładnych łukach. Po minięciu torów kolejowych łączących Czaplinek ze Szczecinkiem wypływamy na Jezioro Pile. To potężny obszar wody, największy i najgłębszy w dorzeczu Piławy. Głębokość sięga 44m i znajdują się na nim 2 wyspy. Trzymamy się prawego brzegu. Jest co prawda spokojnie, bezwietrznie, ale wiemy, że gdy przyjdzie wiatr to fale potrafią nieźle uderzyć w burtę kajaka. W końcu wpływamy w nurt rzeki, wkrótce trafiamy pod zdezelowany most kolejowy, nieczynnej trasy Borne – Łubowo. Za 300m kolejny most drogowy Łubowo – Liszkowo. Rzeka poszerza się. To już kolejne jezioro na naszej trasie – Dołgie Wielkie. Ma 2,2 km i tylko ok. 8 metrów głębokości. Dzień chyli się ku końcowi. Na samym krańcu jeziora postanawiamy rozbić biwak. I tak się dzieje. Po 23 km na wodzie pierwsza noc pod gwiazdami przy ognisku okazała się niezwykle udana. Do tego stopnia, że postanowiliśmy cały następny dzień spożytkować na wypoczynek.
Niektórzy z zezwoleniem PZW w kieszeni ruszyli na połów mieszkańców miejscowej wody, inni spali, jeden osobnik przepłynął jezioro w szerz, pozostali wyprawili się do pobliskich bunkrów. Tak, tak. Wszak to teren Wału Pomorskiego. Zaskakujące w głuszy leśnej transzeje z wyraźnymi stanowiskami dla karabinów maszynowych oraz stanowiska moździerzy nadal są wyraźnie widoczne. Bunkry, które odwiedziliśmy są niemymi świadkami rozegranych tu tragedii. Może nawet niewidocznych bezimiennych grobów? Jakie myśli musiały nachodzić młodych chłopaków, którzy tu w tej głuszy czekali na „Iwana”? Jaki strach oblatywał chłopaków z kompanii karnej, którzy bez rozpoznania szli przez leśne ostępy w obcym kraju, by dorwać rówieśników z napisem na klamrze paska „ Gott mit uns” i pomścić zbrodnie na ukraińskiej i rosyjskiej ziemi? A przecież była to zima. I to jak wiemy nie przebierająca w środkach, by było jeszcze zimniej. A my sobie przypłynęliśmy kajaczkami. Ot tak bez ostrzału, zajęliśmy biwakowe pozycje i przy ognisku z potrawą i napojem słusznej ostrości, bez żadnych obaw patrzeliśmy sobie w gwiazdy. One 75 lat temu świeciły tak samo tworząc gwiazdozbiory złudnej beztroski.
Gdy nastał dzień następny wpłynęliśmy od razu w nurt rzeki. Po 2 km czeka nas niespodzianka. Ostro skręcająca rzeka w lewo przemyka przez jaz, w który trzeba dokładnie wpłynąć. Lekko obijając się o betonowe zapory woda niesie dalej bez zbędnego wiosłowania. Za mostem Starowice- Nadarzyce rzeka poszerza się. Wpływamy już na Stawy ( Zalewy) Nadarzyckie. Bardzo ciekawa linia brzegowa, kilka jezior, działająca elektrownia i miejsce najcięższych obok Kołobrzegu walk I Armii Wojska Polskiego oto powody dla których warto przepłynąć ten arcyciekawy odcinek. Nam pomaga mapa, ale też od czasu do czasu tabliczki drogi wodnej wskazujące kierunek płynięcia. Jest bezwietrznie, lustro wody wspaniałe. Krzyczą z trzcin trzciniaki, przelatują głośno łabędzie, odzywa się wieczorem bąk. Gdzieś w połowie Rozlewisk Nadarzyckich rozbijamy biwak. Woda zdecydowanie zimniejsza od temperatury wody w Jeziorze Dołgie Wielkie, za to miejsce biwakowe bardziej przestrzenne. Wieczorem znów płonie ognisko, toczy się też zacięta gra w Kubb – starą wikińską grę. Trochę później słychać nawet pieśni z Kabaretów Starszych Panów, które rozbrzmiewają do późna w nocy. Nomen omen…
Dzień rozpoczynamy od dopłynięcia do elektrowni. Wielki niesympatyczny bunkier przypomina nam, że 75 lat temu Nadarzyce stały się terenem ciężkich walk z Niemcami. 2 pułki piechoty LWP kilkakrotnie szturmowały ten umocniony odcinek Wału Pomorskiego. Straciły w tym miejscu 50 % swojego stanu osobowego! Po ciężkich walkach udało się w końcu przerwać niemiecki opór w dniu 6 lutego 1945r. Niedobitki z dywizji Markisch Friedland broniły się tu jeszcze w początkach marca 1945r. Warto wiedzieć, że na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie możemy znaleźć tablicę z napisem: Nadarzyce 5-6 luty 1945r. Czymże było zatem przeniesienie na odcinku 100m pełnych kajaków? Czymże był nasz pot i poparzone przez pokrzywy nogi? Za elektrownią rzeka przez wszystkich jednogłośnie okrzyknięta została najbardziej urodziwym odcinkiem Piławy. Nie ma co tutaj nawet opowiadać. To trzeba zobaczyć i przeżyć osobiście. Warto spojrzeć na galerię zdjęć. Przy moście w Nadarzycach parkujemy na chwilę, by przy śmietnikach na miejscu postojowym pozostawić wór śmieci. Trzeba przyznać, że rzeka w połowie czerwca była naprawdę czysta. Sporadycznie zdarzały się butelki czy puszki, które dzielnie wyławialiśmy i dołączyliśmy do własnoręcznie wyprodukowanych śmieci. Jak na 9 osób – jeden wór na 2 dni nie powinien stać się zbyt obciążającym nas grzechem. Popołudniową porą docieramy do świetnie przygotowanego miejsca biwakowego na wysokości J. Zdbiczno. Świeżo ustawiona wiata, stoły i ławy to coś czego brakowało nam prze ostatnie 3 noce. Teraz choć jeszcze sporo jest oczekujących kajakarzy na transport do domu, wiemy że za chwilę ten zgiełk się skończy. Zostaniemy prawie sami. I tak się dzieje gdy zaczyna zapadać noc. Prawie, bo sympatyczna grupa mieszana rozbija się wieczorem po drugiej stronie biwaku.
Dzień ostatni to odcinek już mniej bajkowy. Jest sobota więc na rzece spory ruch. Zwłaszcza gdy przepływamy przez Szwecję musimy uważać nie tylko na obce kajaki ale też na kąpiących się beztrosko w rzece wczasowiczów. W każdej „Agro” – głośna muzyka, i szalejący w wodzie szczęśliwcy bez maseczek. Płyniemy teraz w lesie, potem łąkami, kilka ciekawych przeszkód w postaci zwalonych przez bobry drzew tylko dodaje smaczku całemu odcinkowi Piławy. Kilka niezłych meandrów przed Głowaczewem i po prawej na wysokim brzegu pozdrawia nas ceglana świątynia pw. NNMP II poł. XIX w. Nad rzeką wkrótce my pozdrawiamy bardziej ziemską Matkę i Brata Komandora To – Masz’a. Kilka kurtuazyjnych pozdrowień jeszcze mały wodospadzik przed mostem w Czechyniu gdzie kończymy naszą przygodę z wodnymi atrakcjami Piławy. Na zakończenie spływu, zapakowaniu kajaków i tobołów do samochodów czeka na nas bardzo atrakcyjna niespodzianka przygotowana przez Cioteczkę Ewę, która uraczyła wodnych traperów prawdziwie wojskowym obiadem w postaci przesmacznej grochówki z kiełbasą i cywilizowanym jabłecznikiem z kawą i herbatą. Na Piławę jeszcze powrócimy. Został nam przecież odcinek, którym wpłyniemy na Gwdę. Ale to jeszcze przed nami…
Grupa Starszych Panów: 9 osób
Przepłynięty odcinek Piławy: Sikory – Czechyń -71 km
Sprzęt: kajaki angielskiej firmy Vista Exhibition



