Kiedy słyszy się i czyta o wyprawach na najwyższe szczyty Ziemi, albo spotyka tych, którzy owładnięci pomysłem zdobycia korony dzielnie zmierzają pod kolejną górę w Polsce albo w Europie to trochę żal, że nie jest się wśród nich. Żal, że za chwilę wstanie się z kanapy, a nie z piaskowcowej skały, że zamiast panoramy górskiej i powiewu wiatru ma się przed oczyma ten sam widok z okna od lat, a herbatę pije się z domowego kubka, a nie z blaszanego weterana dotychczasowych wypraw. Kto jednak powiedział, że przygodę i emocje wędrówki możemy poczuć jedynie w wysokich Himalajach, na graniach Tatr czy podczas wspinaczki na Olimp czy Kilimandżaro? Kto? Nikt… Kiedy brak czasu na dalekie wyprawy, a obowiązki albo nie daj Boże zdrowie, nie pozwalają na długie opuszczanie domostwa, zawsze można odkryć górskie cele w zasięgu weekendowego spaceru. I wcale nie trzeba mieszkać w górach. Dziwnym trafem, każde większe miasto ma swoje wzgórze zamkowe, albo kościelne, sztuczny kopiec albo skarpę z widokiem. Ma takie miejsca także Poznań. Skoro inni mogą mieć koronę z 14 – tysięczników Ziemi, albo szczytów Europy to ja mogę także nałożyć na głowę Koronę Poznania. Cóż każdy ma taką koronę na jaką go w tej chwili stać….
Samo centrum Starego Miasta jest idealnym punktem wypadowym na jednodniowe wyprawy. Do tego dobry Kompan, zimowa aura i aż cały dzień do dyspozycji. Ciepła herbata w termosie, sznytki w towarzystwie jabłka, zapasowe rękawiczki i czapka już lądują w plecaku. Dla dodania powagi i potwierdzenia ważności górskiej wyprawy towarzyszyć nam będą w cotygodniowych wypadach kije, czekan, stuptuty i raki. Na dworze buro, wieje, może nawet zacznie padać śnieg? Nic to. Pierwsze zimowe wejścia na najwyższe szczyty Poznania czas zacząć Co sobota, skoro świt o 7.00 jesteśmy już gotowi do zdobycia poznańskich wysokości. Zawsze rozpoczynamy z płyty Starego Rynku u stóp schodów najpiękniejszego włoskiego ratusza na północ od Alp w Europie…. Ile to górskich skojarzeń uda nam się odkryć podczas tej górskiej wyprawy?
1. Wzgórze św. Marcin -87 mnpm
Napieramy dziarsko przez ul. Szkolną w kierunku nomen omen ul. Spadzistej. Musicie przyznać, że brzmi naprawdę dumnie! To prawdziwy trekking po starym XIX w. granitowym bruku z uroczo profilowanymi rynsztokami. Za 5 minut jesteśmy już zdobywcami pierwszego szczytu. Kościelne wzgórze dźwiga na swym grzbiecie od setek lat bryłę gotyckiej świątyni pw. św. Marcina. Za czasów Średniowiecza miejsce to było już za murami miasta. To tutaj wymyślono i zrealizowano smaczny pomysł: świętomarciński rogal. Ot i jest prawdziwie górski akcent. Po wojennej zawierusze główny oryginalny ołtarz spłonął, więc sięgnięto do zasobów kościelnych Dolnego Śląska. Dziś główny ołtarz zdobi dzieło z początku XVI wieku „pozyskane” ze Świerzawy na Pogórzu Kaczawskim. Koniecznie trzeba zobaczyć tę magiczną, inkastelowaną bryłę kościoła pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej i św. Jana Chrzciciela na przedmieściach Świerzawy. Zresztą z najstarszymi freskami w Europie opowiadającymi o życiu i śmierci patronki kolejarzy. Pogórze Kaczawskie. Oj! Powędrowałoby się po tych wulkanicznych nekach! Tymczasem sprawdzamy na wysokościomierzu na jakiej to wysokości dziś jesteśmy my i dolnośląski ołtarz. Pierwsza zdobycz w naszym projekcie jest na wysokości 89 m. Po wschodniej stronie kościoła stoi samotny cokół otoczony balustradą z tralkami, który swego czasu był podstawą pod najstarszy w Polsce pomnik Adama Mickiewicza. Teraz – wybacz Wieszczu, my stajemy na nim by zaliczyć możliwy najwyższy punk tego szacownego historycznego Wzgórza. W ręku pojawia się biało czerwona flaga, na twarzy radość a na ekranie telefonu pierwsze zdjęcia z wyprawy Poznań Winter Mountain. Na pamiątkę pobieramy z biura parafialnego do naszych pamiątkowych książeczek odcisk pieczęci parafialnej.
2. Musza Góra – 85 mnpm
Za 3 minuty osiągamy Muszą Górę, czyli dzisiejszą Plajtę jak mówią Poznaniacy, a oficjalnie Plac Wolności. Stajemy na schodach przed budynkiem dawnego niemieckiego teatru i patrzymy na uśpione jeszcze stragany Poznańskiego Betlejem. Otoczenie placu to dostojne gmachy bankowe, budynek najstarszej publicznej biblioteki w Polsce, najstarszego hotelu – bazar z 1838r i Muzeum Narodowego. Jest także akcent prawdziwie górski! To studzienka z siedzącą na fotelu Higieą – patronką zdrowia i współczesnej higieny. Na płycinie cokołu prawdziwie górski epizod. To w wizerunek ojca współczesnego wodolecznictwa Vincenta Priznitza z Jesenik wyobrażony w kształcie brązowego tonda. To chyba najdalej na północ od Sudetów znany wizerunek faceta co wymyślił sitko, przez które leje się woda . Ciekawe, że tylko w polskim języku upamiętniono nazwisko wynalazcy prysznica. Balkon na największym gastronomicznym świątecznym domku stanie się naszą zdobyczą dopiero po południu gdy będzie otwarty szynk. Nad Placem Wolności króluje tymczasem wielkie koło z gondolami, z którego roztacza się w okresie świątecznym najlepsza panorama miasta. Nas jednak interesują przede wszystkim naturalne wzniesienia (czasami z ludzką pomocą stworzone) więc udajemy się w kierunku Wzgórza Zamkowego zajętego przez Zamek Przemysła. To wzgórze osiągamy za dwie minuty
3.Wzgórze Przemysła – 84 mnpm
Rezydencjonalna góra jest otoczona własnym murem obronnym. Zarazem to element dawanych murów obronnych miasta. Eksterytorialny skrawek królewskiej i książęcej władzy z dominantą 25 m wieży. To nic, że zamek wzniesiony prawie od podstaw kilka lat temu (z małym wyjątkiem) nazywany jest przez złośliwców „Zamkiem Gargamela”. Przywraca on dawny krajobraz historyczny tego miejsca. Podchodzimy do murów na skarpie . O tu widać, że to naprawdę niezła wysokość. Ciekawy widok zza murów w kierunku Ostrowa Tumskiego, na ratuszową wieżę i fasadę kościoła Franciszkanów. No ładne miejsce, którego cisza i zaskakujący widok nad dachami pobliskich kamienic pozwala uciec myślą w dawne czasy. Co się tu nie działo! Wesela królewskie, wizyty, spotkania, tajemniczy mord na księżnej Ludgardzie, ba nawet piąty w kolejności Hołd Pruski. Wielki Mistrz Hans von Tiefen ( biedaczek musiał robić to za życia dwukrotnie) wkładał swoje dłonie w królewskie ręce przysięgając powinności lenne. Kilka lat później na jednym ze spotkań burgrabia zamku Przecław Słota wygłosił ponoć najstarszy nam znany, zachowany świecki wiersz po polsku do zgromadzonych na uczcie gości : „O zachowaniu się przy stole”. Patrząc na kulturę co poniektórych współczesnych osób korzystających z restauracji, ten wiersz jest im nie znany. Sam zamek stoi ponoć na wzgórzu sztucznym ale za to nie ludzką, a diabelską siłą wzniesiony. I tu znów górska przesłanka. Podobno zaniepokojone przyjęciem chrztu przez Mieszka I diabły postanowiły zatopić siedzibę księcia na Ostrowie Tumskim, by zniszczyć w zarodku panoszące się Chrześcijaństwo. Wprost ze swojej kolebki z Masywu Ślęży pobrały co większe kamloty i nocą wyruszyły ku Warcie. Czy źle wyliczyły odległość czy zabalowały dłużej w jakiejś karczmie po drodze, fakt, że świt i pianie kura zastał ich tuż przed Wartą. Drużyna Lucyfera osłabiona jutrzenką i diabłu ducha winnego koguta, porzuciła przed rzeką wszystkie ślężańskie kamienie. Nad ranem strażnicy z wałów poznańskiego grodu na Ostrowie pokazywali ciekawskim górę która nagle za Wartą wyrosła. Po raz trzeci Sudety. Po Pogórzu Kaczawskim i Jesenikach. Ciekawie jak będzie dalej? Tymczasem wspinamy się na zamkową wieżę ( jest co prawda winda, ale skorzystamy z niej – miejmy nadzieję – za 40 lat) Co za widok. Widać stąd kolejne nasze cele. Wzgórze św. Wojciecha, Białą Górę i Cytadelę. Nie tracimy więc czasu. Ruszamy spod zamku dalej.
4. Wzgórze św. Wojciech – 89 mnpm
Opuszczamy średniowieczny teren Poznania i wchodzimy pod górę w serce dawnej osady św. Wojciech. Magiczna cisza i spokój tego miejsca pozwala na spokojną jego penetrację. Królują tu dwie świątynie naprzeciw siebie – jedna klasztorna z Sanktuarium św. Józefa, druga parafialna pw. św. Wojciecha postawiona w najwyższym miejscu wzniesienia. Tymczasem stajemy przed gotycką bryłą świątyni kryjącą sarkofagi wybitnych Wielkopolan. Kogóż to nie ma! J. Wybicki, J. H. Dąbrowski, F. Nowowiejski i uwaga: Paweł Strzelecki! Wielki podróżnik, nietuzinkowy badacz i etnograf. To E. Strzelecki, naukowiec – samouk spenetrował Góry Śnieżne i Alpy Australijskie oraz zdobył samotnie jako pierwszy Europejczyk najwyższy szczyt lądowej Australii -nadając mu nazwę Mount Kościuszko (2228mnpm). W pobliżu dzwonnicy – jedynego zachowanego drewnianego obiektu sakralnego Poznania robimy zdjęcia z powstańczą flagą. To dziś 4 w kolejności zdobyty szczyt. Z tego miejsca podczas swojej wędrówki na północ do Gdańska i dalej do Prusów miał głosić kazania sam wygnany praski biskup Wojciech Sławnikowic. Z uwagą i rezerwą słuchano czeskiego Benedyktyna, który za niedługi czas miał przyczynić się do powstania polskiej archidiecezji. Sam przeszedł zapewne przez niejedną górę – w końcu Czechy to kraj górski. Górski epizod trochę enigmatyczny – naciągany? W świątyni karmelitów Bosych naprzeciwko, gdzie został pochowany Mikołaj Skrzetuski ( bohater spod Zbaraża) warto spojrzeć na dwa potężnych rozmiarów obrazy Alberta Tschautscha. Bogu niech będą dzięki! Malarz realista urodził się w Brandenburgii w centrum Wzgórz Seelow – sławnych z krwawej obrony tej pozycji przez Wermacht w kwietniu 1945r. Schodzimy ostrożnie ze wzgórza w kierunku majestatycznego pomnika Armii Poznań. Po lewej najstarszy poznański Cmentarz Zasłużonych z 1805r. Oraz wielki eratyk wprost z Konina. Kamień hołduje Ojcom założycielom stowarzyszeń krajoznawczych w tym Bernarda Chrzanowskiego herbu Nowina (Kuzyna Prababki autora tych słów). Na samym zabytkowym cmentarzu, który położony jest urokliwie na łagodnie schodzącym w dół wzgórzu odnajdujemy głaz sprowadzony w 1994r. wprost z Tatr z Doliny Suchej Wody. Wymowny, wykuty napis poświęcony wszystkim Wielkopolanom, którzy nie wrócili z gór przestrzega zarazem żywych, że góry to nie płaski miejski deptak. One nie potrafią wybaczać błędów… Zapalamy znicz pamięci –wszystkim nieżyjącym górołazom . Napieramy w kierunku Cytadeli. Jeszcze przejście przez fantastyczny nietuzinkowy pomnik Armii Poznań usytuowany na niewielkim wzniesieniu i po minięciu wiaduktu – przed nami Poznańska Cytadela zaprasza do swego środka parą armat z majestatycznymi schodami. Schody kojarzą nam się ze ścianą piramidy, powinny jednak ze Szczelińcem. Ok. Ruszamy.
5. Dzwon Pokoju na Cytadeli – 90 mnpm
Serce poznańskiej twierdzy powstawało etapami od połowy XIX w. na terenach wsi Winiary i Bonin. Sam wielki generał pruski Karl von Grolman miasto tym pomysłem obdarzył i z honorami właśnie na Cytadeli został pochowany – chyba jako pierwszy żołnierz – na pewno generał. Dziś to wspaniały rekreacyjny park, poprzeplatany ruinami fortów, 5 cmentarzami, 2 muzeami oraz wieloma plenerowymi rzeźbami i pięknym rosarium . Słynna grupa „Nierozpoznanych” M. Abakanowicz przyciąga rzesze turystów z całego świata. Nas kusi jednak zdobycie najwyższego punku serca poznańskiej twierdzy. Po pokonaniu 100 schodów prowadzących pomiędzy cmentarzem żołnierzy radzieckich a cmentarzem Powstańców Wielkopolskich o żołnierzy poległych w wojnie polsko – radzieckiej 1920r. stajemy pod 23 metrowym obeliskiem, który przez dziesiątki lat zwieńczony był radziecką gwiazdą (Szukając związków górskich ponosimy pierwszą klęskę. Niestety twórca tego pomnika choć zmienił nazwisko z Ogórek na Podgórski pochodził z Warszawy i nawiązanie do górskiego elementu jest dość słabe) Dziś gwiazdy już nie ma. Czy jest to najwyższy punkt Cytadeli? Uważamy, że nie. Sprawdźmy! Mijamy po lewej Muzeum Uzbrojenia gdzie na dachu schronu podziwiać można kolekcję wojskowej techniki od armat po samoloty. Sprawdzamy wysokość. To …..wysokość 89 mnpm. Maszerujemy w kierunku Dzwonu Pokoju. Zawieszony pomiędzy 16 m wysokości słupami mosiężny kielich pojawił się tu w 1986 r. z powodu mowy wygłoszonej przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego na forum ONZ . Ot i wszystko wiadomo. Najwyższy punkt poznańskiej Cytadeli dawnego fortu Winiary to …Dzwon Pokoju – trzeci na świecie po Hiroszimie i Nowym Jorku. Podobno słychać go w odległości 10 km. Ciekawe czy na Górze Biedrusko też…. Poszukajmy jeszcze górskiego akcentu… może gdybym prześledził wszystkich tu pochowanych – to z pewnością ktoś był góralem z krwi i kości. 5 tys. pochowanych Czerwonoarmistów…. Tatarskie korzenie M. Abakanowicz, a może powieszony na stokach Cytadeli Artur Greiser? Nie – zupełnie nie trafione postacie. Pomyślimy… Tymczasem schodzimy w dół w kierunku Warty i dziarsko ruszamy rowerową Wartostradą w kierunku Malty… Po kwerendzie archiwalnej udało się znaleźć 2 postaci pochodzące z gór. To rzeźbiarze Bazyli Wójtowicz (autor rzeźby Nike na Cytadeli) oraz Roman Tarkowski (twórca betonowej rzeźby „Niedziela” –jeśli ktoś myśli że naciągam zbytnio górskie skojarzenia to zapraszam do zinterpretowania tytułu tej rzeźby z faktycznym jej wizerunkiem – powodzenia!). Pierwszy urodzony w Czarnorzekach na północ od Krosna! Zapewne nie raz odwiedzał w młodości położone obok formy piaskowcowe zwane Prządki (dziś rezerwat geologiczny), którego najwyższym punktem są skałki wznoszące się na wysokości 520 mnpm. Drugi rzeźbiarz urodził się 30 km dalej na południe w Posadzie Jaćmierskiej w połowie drogi pomiędzy Krosnem a Sanokiem, a więc na Podkarpaciu! Dziękuję rodzicom tych rzeźbiarzy, za ich spłodzenie i urodzenie.
6. Biała Góra – 98 mnpm
Po przejściu przez most zmierzamy wprost Wartostradą na Ostrówek i przez Śródkę trafiamy na spacerową ścieżkę wokół Jeziora Maltańskiego. Zostawiamy duchowe z 1187r. średniowieczne centrum poznańskich Rycerzy Szpitalników św. Jana Jerozolimskiego i maszerujemy wzdłuż sztucznego jeziora Malta wprost na wschód. Na drugim brzegu wyrasta majestat Kopca Wolności z białym dywanem igielitu na stoku narciarskim. Dochodzimy do wschodniego brzegu jeziora i zagłębiamy się w las. Idziemy pod prąd wzdłuż Cybiny, by wkrótce wspinać się stromą ścieżką ku tajemniczej budowli w kształcie monopteru. Zdobywamy tym samym najwyższy punkt Białej Góry. Teren ten przed wojną przynależał do znanej rodziny poznańskich ogrodników – Mielochów. W pobliżu mieli duże gospodarstwo ogrodnicze, gdzie wyhodowali słynna czarną różę oraz uprawiali na duża skalę rabarbar. ( Jak ja lubię kompot z rabarbaru – teraz by smakował!). Na szczycie właściciele terenu postawili w latach 30 tych XX w. mauzoleum dla zmarłego ogrodnika Andrzeja Mielocha. Spoczął tu także w 1957 r. jego syn Jerzy – legenda sportu motocyklowego w Polsce i powstaniec Warszawski ( trumny przeniesione na Junikowo). Dzięki za ten rabarbar Panie Mieloch. Pochodząca z Azji Środkowej roślina najlepiej czuje się podobno na górskich stokach. Nie dziwi więc że Biała Góra doskonale imitowała naturalne warunki uprawy tego warzywa. Jest więc i tu górski łącznik naszego projektu.
7. Góra Kobylepole – Osiedle Warzelnia
Schodzimy ku brzegom rzeki Cybiny – dopływu Warty. Pięknie w dole wije się jak piskorz. Idziemy w górę rzeki choć wiemy, że naszym celem wcale nie są jej źródła oddalone o dobre 40 kilometrów w pobliżu wsi Nakielka. Dajcie spokój, to już prawie pod Wrześnią. Za chwilę ruiny gospodarstwa i płot, zza którego widać staw i zabudowania słonarni i niedźwiedzarni na terenie ZOO. Przechodzimy przez ulicę Browarną i przez jaz przekraczamy Cybinę. Na wzgórzu – Osiedle Warzelnia. My stoimy u jego podnóża przy Stawie Browarnym. Trzeba będzie zdobyć to wzgórze! To dawne tereny wsi Kobylepole – znanej już od XIV stulecia. Tereny dołączone do Poznania w 1940r. należały prawie przez 200 lat do znanego rodu Mycielskich. Tu mieli swój pałac oraz browar. Swojego czasu ekonomem u Mycielskich był Wojciech Kaszewski którego urodzony w Kobylepolu syn Jan Nepomucen Piotr Kaszewski (oficer 4 Pułku Piechoty pod Olszynką Grochowską) skomponował dla cara Aleksandra I w I rocznicę powstania Królestwa Kongresowego pieśń : „Boże coś Polskę”. Naprzeciwko browaru funkcjonowała znana restauracja Stanisława Kluja z kolonadą, która słynęła z doskonałych posiłków i oczywiście piwa z pobliskiego browaru. Co więcej. Do Kobylepola dojeżdżała kolejka wąskotorowa ( ba, tu właśnie była główna parowozownia, a nie w Środzie Wlkp!), której początek był przy dawnej bramie Warszawskiej w okolicach ul. Św. Michała, a koniec w Środzie Wielkopolskiej. Czasy piwa skończyły się dla Kobylepola definitywnie w 1976r. Dziś po ruinach browaru nie ma śladu. Za to stoi w tym miejscu urocze osiedle Warzelnia. No to pniemy się w kierunku tego cuda. Gdyby Stanisław Mycielski widział teraz to miejsce ( jest pochowany z rodziną w Spławiu) – nie poznałby. Pałacu nie ma, restauracji też, browar to mieszkalna perełka, a stacja kolejowa przypomina o złotych latach Kobylepola, z której tylko odcinek Środa – Zaniemyśl funkcjonuje do dzisiaj. Mierzymy wysokość Osiedla Warzelnia i schodzimy na powrót ku Cybinie. A gdzie tu łącznik górski. Otóż browar powstał po wizycie Józefa hrabiego Mycielskiego w Pilznie. Zachwycony smakiem tamtejszego piwa postanowił i stworzył pierwszy w Prowincji Poznańskiej przemysłowy browar. Jednym z piwnych hitów było pełne piwo bawarskie. Nikt nie zaprzeczy, że Czechy i Bawaria to górskie krainy.
8. Góra Leśnictwo – Kobylepole – 90 mnpm
Wspaniałe okazy drzew prowadzą nas wzdłuż stawu. Przekraczamy małą rzeczkę Darzynkę i za chwilę rzeczkę Strugę. Dosłownie za 10 minut stajemy pod górką, na której króluje niepodzielnie samotnia leśniczego. Leśniczówka z lat 30 tych XX w. Pan Leśniczy Tomasz Keler ze zrozumieniem odnosi się do naszego projektu i z uśmiechem wbija nam pieczątkę do specjalnego notatnika, w którym zbieramy potwierdzenia zdobycia poznańskich szczytów. Tu chyba najsłabszy punk skojarzeń górskich w naszej eskapadzie. A tak ładnie się zapowiadało. Przepraszamy….
9. Kopiec Wolności – czekamy na możliwość wejścia – prawdopodobnie 123 mnpm
Na dziś starczy. Zawracamy w kierunku Stawu Młyńskiego i znów wzdłuż Cybiny kierujemy się ku Kopcu Wolności. Znów Malta. Po drodze stajemy przy Pomniku Poznańskich Harcerzy, którzy życiem zapłacili za wierność ideałom i patriotyzm w latach przełomów wojennych. Wreszcie docieramy do Kopca. Powstały w 1919r. siłą społeczną. Kopiec miał świadczyć prastarym słowiańskim zwyczajem o niezwykłym wydarzeniu – Odzyskaniu przez Polskę po 123 latach niepodległości. To wystarczająco ważki argument. A poza tym Kraków ma kopców kilka. Poznańczycy nie chcieli okazać się gorsi. Zniszczony przez Niemców odbudowywany do dzisiaj jest praktycznie niedostępny dla zdobywców. Podobno kopiec ma ostatecznie mierzyć 123 m wysokości. Poczekamy – zobaczymy. Kusi nas jego zdobycie ale zamontowana kamera uświadamia nam, że nasz skok przez otaczający płot i atak na szczyt mógłby stać się hitem filmowym na policyjnych ekranach. Może nawet wyczyn ten zostałby okraszony sutą opłatą? Po pamiątkowych zdjęciach u stóp Kopca ruszamy przez dziki las otaczający zapomniany schron U4 IIa będący elementem niedalekiego fortu pośredniego IIa. Ku naszemu zaskoczeniu odkrywamy ze smutkiem, że nie jesteśmy jedynymi oczekującymi na zdobycie Kopca Wolności. Pomiędzy dzikimi pnączami w lasku dostrzegamy kopułę namiotu. Czyżby to obóz aklimatyzacyjny konkurencyjnej ekipy zdobywców? A może baza Szerpów. Zachodzimy ostrożnie i podejrzliwie. Gospodarz bazy śpi jeszcze w najlepsze. Zaraz jednak słyszymy dźwięk rozsuwanego zamka i oczom naszym ukazuje się niegolona twarz. Tajemniczy „Szerpa” okazał się sympatycznym bezdomnym, który przybył do Poznania aż z …Jeleniej Góry. Co za wspaniała wiadomość! W bliskości Kopca udało nam się znaleźć górski łącznik – znów z Sudetów. Poza tym jesteśmy przecież na terenie Osiedla Tysiąclecia . Tak ładnie kojarzącym się z początkami Państwa Polskiego. Obok już osiedla Czecha, Lecha i Rusa. Ci ostatni pożegnali swego brata przecież na górze Rip ( 456 mnpm), a sami udali się dalej na Wschód. Po wielu latach nad Wartą spotkali się przypadkiem trzej bracia i tu z radości co prawda kopca nie usypali, ale za to dla upamiętnienia wydarzenia założyli Poznań. Uffff.
10. Góra Przemka i Góra Tomka – 89 i 92 mnpm
Upamiętnienie, zdobywcy i odkrywcy… Ot marzenia. Co można jeszcze dziś okryć w drodze do ciepłego domu z gotującym się obiadem i uśmiechniętą Małżonką? To niemożliwe? A jednak. Przechodząc w kierunku torów tramwajowych docieramy do Użytku Ekologicznego Traszki Ratajskie. Płynąca tu dawniej rzeczka Piaśnica i Chartynia była zapewne granicą pomiędzy wsią Rataje i Chartowo. Teren dawnych wsi zmienił się nie do poznania, a doliny rzeczek Piaśnicy i Chartyni cudem ocalono. Asfaltowe dróżki zmieniły ten teren pomiędzy osiedlami Lecha i Tysiąclecia w park. Dodatkowo usypano nad rzeczką dla uatrakcyjnienia parku dwa wzgórza. Czy mają jakąś nazwę. Stajemy zatem przed faktem nadania imion bezimiennym górom Poznania. Na szczycie nadajemy sąsiadującym ze sobą górkom nazwy. Nasze imiona uważamy za doskonałą propozycję i jednogłośnie nadajemy górkom nazwę Góra Przemka i Góra Tomka w wszystko to podczas spełniania się projektu Poznań Winter Mountain Expedytion – Poznańska 14 tka. Takie jest górskie prawo! A skojarzenia z górami . Wiadomo! To my imiennicy tych górek i nasza miłość do górskich eskapad! Podczas zejścia natykamy się na zestaw czarnych worków – złowieszczo wyglądają zupełnie jakby mówiły nam. Chłopaki z górami nie ma żartów. Wracajcie do domów.
11. Teatralka – 76 mnpm
Kolejny weekend to wyprawa ku kolejnym górkom na terenie Poznania. Strujemy z samego centrum i zmierzamy wprost ku Teatralce. To kultowa górka miasta. Każdy „szczun z centrum” pierwsze górskie zimowe kroki stawiał właśnie tu. Tu z Ojcem zjeżdżało się pierwszy raz na sankach, nawet na nartach. To nic, że było tłoczno, a za plecami skrzypiały bimby. Człowiek mały to i górka wydawała się wtedy prawdziwie godna. Dzisiaj zdążamy drogą za Operą by trafić do podnóża Teatralki. Kilka głębokich oddechów i zdobywamy ją bez trawersu. To chyba jedyna górka w mieście gdzie na szczycie (dobrym zwyczajem) funkcjonuje karczma. Stajenka Pegaza mogłaby nas ugościć, ale zostawiamy tę przyjemność na koniec ekstremalnego dnia. Na razie wchodzimy jedynie po pieczątkę do naszego górskiego pamiętnika. Co za traf. Spotykamy tu Wojtka Prochowskiego, który z dumą wyjmuje z zakamarka szuflady pierwszą, historyczną już pieczątkę „Stajenki”. Będzie to najstarszy stempel w naszej kolekcji. Dzień zapowiada się pięknie więc zmierzamy wprost na Marcelin. Tam czeka na nas prawdziwa górska bomba. Tymczasem myślimy o związku górskim z Teatralką. Nie bez kozery przybrała taką nazwę na dawnych szańcach nasza górka. To przecież dawne miejsce po fortyfikacjach pruskich – zlikwidowanych na początku XX w. Most Teatralny ( a właściwie wiadukt nad torami kolejowymi i tramwajowymi) to granica pomiędzy Dzielnicą Cesarską, a dawną wsią Jerzyce ( od 1900 r. dzielnica Poznania). To przy Tatralce powstał Teatr Wielki ( opera) zaprojektowany przez Maxa Littmanna pochodzącego wprost z Monachium. Na przeciw Stajenki Pegaza stoi budynek dawnego niemieckiego Banku Listów Zastawnych, w którym mieszkał w latach 1919-22 sam Wojciech Korfanty urodzony w Siemianowicach Śląskich. Ot i górskie ślady jak znalazł. Ruszamy na zachód, aż do Junikowa. Cel – Marcelin.
12. Góra w Lasku Marcelińskim – Śmieciucha – 82 mnpm
Gdy dochodzimy do płotów Cmentarza Junikowskiego zdumieni jesteśmy ogromem tej placówki. Kto tu nie leży? Chyba cały Poznań ostatnich 100 lat. W tej sytuacji z większą niż zazwyczaj pokorą pokonujemy kolejne kilometry. Przekraczamy prawie niewidoczny Junikowski Strumień. W końcu jest ściana lasu. Wchodzimy odważnie na ścieżki tego założonego w latach 20 tych XX w. podpoznańskiego lasu. Położony w pobliżu Osiedla Bajkowego stanowi naturalne miejsce rekreacyjne dla mieszkańców. Któż dzisiaj pamięta, że była to własność Konstancji Łubieńskiej z Bojanowskich? Szacowna matrona, matka 5 dzieci zupełnie straciła głowę dla przebywającego w Wielkopolsce przez 6 miesięcy Adama Mickiewicza i rzucając wszystko, po jego decyzji powrotu do Paryża, starała się nad Loarą zawładnąć jego sercem. Po co? Mogła to spokojnie zrobić nad Potokiem Junikowskim – byłoby taniej i mniej skandalicznie. Po pałacyku Pani ministrowej ( jej małżonek był w listopadowym rządzie Powstańczym ) nie pozostał żadem ślad natomiast po wyrzucanych tu śmiechach – owszem. Uporządkowane ścieżki doprowadzają nas do wielkiej góry. I pomyśleć że przed wojną była tu kopalnia piasku. W końcu dziurę zaczęto w latach 40 tych zasypywać śmieciami, a potem trzeba było to zasypać na amen. Zasypywano, zasypywano i usypano. Jest i już – trochę sztuczna, ale zawsze to góra. Wielka atrakcja stanąć na jej szczycie. Jak na Ajaduch Skale swego czasu wieszcz Adam. Podobno odwiedzał Panią Konstancję nie raz w Marcelinie by czytać jej swoje wiersze do jej poduszki… A górskie konotacje? Szkoda że wiele z listów i pamiętników Pani Łubieńska zniszczyła. Kto wie jaką to poezję o górskim szczytowaniu wzajemnie deklamowali sobie Adam i Konstancja? Jesteśmy przekonani, że nie jedną. Powracamy na Stare Miasto. Przecież czeka nasz jeszcze wizyta w Stajence, by uzupełnić płyny ustrojowe w naszym organizmie… i zaplanować kolejne wyjście. Tym razem na królową poznańskich szczytów.
13. Kokoryczowe Wzgórze – 103 mnpm
Poranek wita nas szarym, zachmurzonym niebem. Projekt 14 wzgórz Poznania musi zostać ukończony. I to niezależnie od pogody. Górskie buty i ekwipunek dają gwarancję że niepogoda nie powinna nam w tym zaszkodzić. Na razie nie pada więc decydujemy się wyruszyć na dwa pozostałe szczyty. Kierunek Radojewo i Biedrusko. Żeby nie było zbyt łatwo postanawiamy iść wzdłuż Warty jej lewym brzegiem. Początkowo nie stanowi to żadnego problemu. Dopiero na wysokości Naramowic i rzeczki Czarnuchy opuszamy wygodną ścieżkę i schodzimy nad sam brzeg rzeki by praktycznie aż do Glinniewieckiego Potoku wędrować wędkarskimi ścieżkami. Uroczo zaczyna podać deszcz. Czasami przestaje, ale co z tego, jak na krótko… Po drugiej stronie rzeki zabukowania Czerwonaka. Stary silos zbożowy mógłby być świetnym punktem widokowym. Jakaś grupka młodzieży pali tam sobie ognisko i korzysta z ochrony przed mżawką. My nie, bo nie mamy silosu pod ręką, a jedynie coraz bardziej gęstniejący las pełen poprzewracanych drzew i otwarty nad nami zachmurzony nieboskłon. Co tam, przemy naprzód. Przed nami przestrzeń rzeki, ale w końcu musimy wyjść w kierunku terasów rzecznych. W końcu natrafiamy na Glinniewiecki Potok i stajemy oczarowani. Za rzeką widzimy dostojne zabudowania klasztoru Cysterek w Owińskach. Jesteśmy w miejscu specjalnym. Gdy teraz zanurzamy dłoń w potoku wpadającym do Warty wiemy, że dotarliśmy do najdalej na północ wysuniętego punktu naszego miasta. To tu jesteśmy najdalej na północ w granicach Poznaniu. Tylko my. Kompletna przyrodnicza magia i mistyka sztuki sakralnej naprzeciwko. Jak gdyby w uznaniu naszych dzisiejszych niełatwych dokonań przestaje padać. Możemy więc łyknąć ciepła herbatkę i zrobić pamiątkowe zdjęcie. Magiczna chwila mogła by trwać wiecznie gdyby nie czas i cele, które nas czekają. Przechodzimy po gałęziach przez Glinniewiecki Potok. Jesteśmy poza granicami miasta. Ale tylko przez chwile. Natrafiamy na szlak rowerowy oraz kładkę i znów jesteśmy w Poznaniu w dawnej wsi Radojewo. Wspinamy się dziarsko pod górę ulicą Piołunową. Wchodzimy w park. Ładna aleja drzew podprowadza nas pod sam pałac. Pałacowe okna zabite dechami spod, których płyną deszczowe łzy sprawia smutne wrażenie. A przecież kiedyś kwitło tu rodzinne życie familii von Treskov, która zakupiła ( co prawda za bezcen) dawne posiadłości Cysterek z Owińsk. Zamożna rodzina zatrudniła do projektów pałacowych sławnego K. F. Schinkla, a park projektował sam P.J. Lenne – twórca Wilhelmallee ( Al. K. Marcinkowskiego). Okna pałacu w Radojewie ( dziś wypełnione romantycznie pustakami) są skierowane wprost ku klasztorowi i pałacowi w Owińskach. Radojewo było prezentem ślubnym dla młodej pary. Zygmunt Otton von Treskov podarował Radojewo swemu synowi. Zatem oś widokowa i miłość rodzicielska łączyła te pałace. Co za wytworne towarzystwo można by powiedzieć się tu krzątało. Ale naszym celem jest odnalezienie Kokoryczowego Wzgórza. Wchodzimy na jedno ze wzgórz wydające się najwyższym. To robi wrażenie! Wysoki sandr z którego podziwiamy dolinę Warty jest naprawdę zaskakujący. Szperamy zatem po parku. Tu kupka kamieni, tu omszone groby rodziny von Treskov ( w tym Hermana – poległego fur Deutschland w 11.09.1939r. i tu niespodzianka! Wcale nie był żołnierzem. No może kiedyś. W końcu miał 67 lat i pewnie zaliczył wojnę z Francją w 1871r. We wrześniu ’39 gdy jako Niemiec aresztowano go i pod eskortą wraz z innymi pieszo skierowano na wschód, nękany niemieckimi nalotami, głodem i zmęczeniem w końcu odmówił dalszego marszu. Pod Kłodawą w Bierzwiennej Krótkiej zwyczajnie zostaje zastrzelony przez zniecierpliwionego i równie zmęczonego polskiego strażnika – ciekawy przyczynek do zupełnie nieznanego tematu – sytuacji mniejszości niemieckiej w pierwszych dniach II Wojny Światowej). Mijamy na wzniesieniu nad Cmentarzykiem sztuczne neoromantyczne ruiny. To jest wzgórze – ale trochę niższe. Za 3 stawami w kształcie trójkąta, koła i kwadratu wznosi się majestatyczna wręcz górka? Cóż i ta jest nieco niższa od pierwszego wzniesienia bliżej pałacu. Tajemnicze dwa kamienie na szczycie proszą się wręcz o legendę. Coś oznaczają, o czymś mają pamiętać… Czy leżą tu w sposób naturalny, czy wniesione zostały specjalnie ? Jedno jest pewne. Jest pięknie, choć dżdżyście. A eratyki z pewnością pochodzą ze skalistych gór Skandynawii i przywędrowały na Wielkopolską Ziemię wraz z potężnym lodowcem porywając przy okazji część granitowych skał z Gór Skandynawskich. Stąd na azymut zmierzamy do ostatniej najwyższej poznańskiej góry. Zostawiamy wspaniałe podgórskie widoki na samotne gospodarstwo i Dolinę Warty. Ruszamy
14. Góra Moraska – 153mnpm
To nie była łatwa wyprawa. Niezbyt sprzyjająca pogoda co rusz zakrapiana deszczem. Przebijanie się przez błocko z bezimienną rzeczką. Jakieś psy, rozwalone przez ciężki sprzęt budowlany gliniaste podłoże. Wreszcie szosa. Ulica Franciszka Jaśkowiaka- regionalisty i wielkiego popularyzatora turystyki w Poznaniu. Idziemy w kierunku Morawskiego Lasu dzielnie teraz już ulicą Meteorytową. Zbliżamy się do najwyższego w koronie poznańskich szczytów. Przed nami na wzniesieniu majaczy las. Las niezwykły, bo z historią prawdziwie kosmiczną. Jak wyglądał ten teren przed 6 – 5 tysiącami lat gdy na niebie pojawił się „przybysz” z kosmosu? Czy ktoś tu z ludzi zamieszkiwał, może tylko polował? Czy jakieś ludzkie oczy śledziły blask i dym zmierzający ku Ziemi? Jeśli tak to co myślał wtedy człowiek o tym zjawisku? Jeśli przeżył uderzenie o Ziemię potężnego żelaznego oktaedrytu gruboziarnistego to jak długo w pokoleniach opowiadano sobie o tym zdarzeniu. A czy współcześni ulicę wytyczyli zgodnie z trasą upadku meteorytu? Chyba nie… Uznaje się bowiem że ta niespodzianka z nieba spadła pod znikomym kątem. Obiekt musiał być potężny. W dzisiejszym Rezerwacie Przyrody Morasko są 3 wielkie kratery wypełnione wodą o stromych zboczach. Obchodzimy krawędziami kraterów ten kosmiczny rezerwat. Pierwszy odnaleziony i udokumentowany meteoryt znaleziono tu w 1914r. podczas kopania okopów. Ważył 77 kg. Ten znaleziony w pobliżu choć poza granicami rezerwatu w 2017r. to prawdziwy rekordzista Polski. Waga 271 kg robi wrażenie. Czy pobliska góra – najwyższa w naszej Koronie została wyniesiona podczas upadku meteorytu? A może była świadkiem jego upadku? Geolodzy są zgodni co do tego, że powstała dzięki środkowo – polskiemu zlodowaceniu. A więc była tu najpierw przed uderzeniem gościa z kosmosu. Może „kosmita” właśnie w nią celował? Na szczęście nic jej się nie stało. Dzięki temu możemy wejść na nią wąską ścieżką i za 10 minut cieszymy się ze zdobycia Góry Morasko. Przy kamiennym słupku wysokościowym robimy sobie pamiątkowe zdjęcie z polską flagą. Tak jest. Od teraz możemy się szczycić ( nomen omen – co za trafny czasownik) mianem Zimowych Zdobywców Korony Poznania. Nie szukamy już górskich odnośników. Po co? Przecież teraz Góra Moraska została zaszczycono wizytą pełnoprawnych zdobywców. Dokonało się. Co tam pogoda. Co tam bolące nogi. Dumni schodzimy w dół. By za kilkadziesiąt minut pojawić się na pętli tramwajowej i skorzystać z dobrodziejstwa szynowego transportu, który zabiera nas wprost pod dom w Centrum Poznania. I gdy tak patrzymy na przesuwające się za szybą tramwaju obrazy w głowie świta nam kolejny pomysł na następny weekend. Mamy już przecież zaliczony najdalej na północ wysunięty skrawek Poznania. A gdyby tak… Pani Tokarczuk – – laureatka literackiej Nagrody Nobla napisała powieść „ Bieguni”. Docenili ją psiakrew – (chociaż treść do bani). Ale tytuł – genialny. Równie genialny jak nasz następny projekt – Bieguny Poznania. Już nie możemy się doczekać.





















