Biegun Północny – ujście Glinowieckiego Potoku do Warty

Był pochmurny jeszcze zimowy sobotni ranek. Choć nie padało, deszcz wisiał w powietrzu. Zmierzaliśmy wprost ku Warcie, by trzymając się lewego jej brzegu dojść w końcu do wytyczonego celu: granicy Poznania z Gminą Suchy Las. Początkowo droga nie zapowiadała się trudna. Chodniki, wyasfaltowane dróżki dla pieszych i rowerzystów. Sielanka. Minęliśmy pozostałości Szeląga. Funkcjonowała tu przed wojną jedno z najsławniejszych rozrywkowych miejsc Poznania. Czego tu nie było? Strzelnica, wypożyczalnia łódek i kajaków, kręgielnia i wspaniała restauracja. Odbywały się tańce i koncerty. Dziś trudno uwierzyć patrząc na kilka murków, że toczyło się tu 100 lat temu huczne towarzyskie życie Poznania. Przechodzimy przez ulicę Lechicką zostawiając z boku Most Lecha. Przed nami odkryty teren i zaraz prawdziwie dziki las. Niezbyt wysokie drzewa i wąska, kręta ścieżka prowadzi nas ku rozlewisku. Jesteśmy na tzw. Wilczym Młynie. Większości kojarzy się ten teren z osiedlem, ewentualnie z ogródkami działkowymi. Nielicznym tylko z Fortem IV a, który zagubiony jest pośród leśnych ostępów. Wchodzimy na tzw. Karolin i za chwilę stajemy pod wiaduktem kolejowym opartym na kilkudziesięciu wielkich betonowych słupach. To cześć tzw. Północnej Kolei Obwodowej nr 394 łącząca Kiekrz z Zielińcem. Linia kolejowa ma dokładnie 20 km i 300m długości. Odbywa się tu wyłącznie ruch pociągów towarowych, ale czasem można zobaczyć na tej estakadzie np. pociąg specjalny, który okazjonalnie wyrusza „wokół Poznania”. Sama estakada nad Doliną Warty robi wrażenie. Jej długość całkowita to 1956 m. Widoczność z wysokości dobrych 30 metrów, także wtedy gdy estakada przekracza Wartę – bezcenny. Tymczasem przeszliśmy pomiędzy podporami estakady czując się jak Hobbici w świecie ludzi czy elfów i ruszyliśmy dalej penetrować szlak wzdłuż Warty na północ. Praktycznie przez cały czas widzieliśmy płynące wody królowej wielkopolskich rzek. Wykorzystywaliśmy każdą ścieżkę wędkarską, a może nawet zwierzęcą by zmierzać ku północy. Przeskoczyliśmy Różany Potok. Strumyk ma 6,5 km długości i wypływa z jeziorka Zimna Woda w rezerwacie Morasko. Na wysokości Umultowa ścieżka wprowadziła nas na leśną drogę. Minęliśmy samotne gospodarstwo, trochę dalej zarośnięty cmentarz ewangelicki. Wkrótce tabliczka na słupie poinformowała nas, że to ulica Nadwarciańska. Nie szliśmy długo i gdy droga zaczęła bardziej oddalać się od Warty, zrobiliśmy dokładnie odwrotne. Podziwialiśmy wspaniałe widoki na rzekę. Wkrótce także na marinę rzeczną w Czerwonaku ( inwestycja gminna w pobliżu dworca kolejowego jest pięknym przykładem na powrót mieszczucha nad rzekę) oraz opuszczony żuraw rzeczny, będący częścią zbożowego portu rzecznego działającego tu jeszcze w latach 80 –tych. Wszystkie te obiekty to oczywiście leżą po drugiej prawej stronie Warty. Przebijając się przez wykroty, zwalone drzewa, gęste poszycie lasu mieliśmy jednak sporo szczęścia. Deszcz nie raczył się jeszcze rozhulać. Jakaś tam rachityczna mżawka nie mogła nam nic zrobić. Spotykaliśmy po drodze nadgryzione przez bobry drzewa. Ostatni odcinek gęstego lasu zwłaszcza jakieś pnącza dały nam się we znaki. Po drodze znaleźliśmy wiszący na gałęzi pokrowiec do laptopa. Komisyjne ustalony przed otwarciem pokrowca podział łupów okazał się zbędny. Wnętrze nie zawierało ani mokrego laptopa, ani kilograma amfetaminy ani zrolowanych 500 setek. Naprawdę! W końcu jednak gęstwina skończyła się i przed nami ukazał się prawie na wyciągnięcie ręki pocysterski klasztor w Owińskach żeńskiej obediencji. Wspaniałe uczucie wyjść z morderczych objęć bezlitosnych leśnych pnączy i spojrzeć na wdzięk dawnej architektury. Gdzieś w podobnych okolicznościach jesiennej przyrody zmierzał przecież do Owińsk w grudniu 1806r. sam Napoleon. Czy podczas tej wycieczki „bóg wojny” uległ czarowi architektury? Być może nawet nie zorientował się, że próbowano dokonać tu na niego niecodziennego zamachu za pomocą gry w szachy? Miejsce do którego dotarliśmy spokojnie mogłoby grać w filmie „Władca pierścieni”. Ma w sobie jakąś tajemnicę. No i ten płynący z wysokich terasów zalewowych Warty, szemrzący Glinowiecki Potok.

Stanęliśmy jak najbliżej małej rzeczki. Bardzo grząsko, ale to nic. Potok 4 km wcześniej wypływa z Jeziora Glinowieckiego, które przez setki lat było miejscem pozyskiwania gliny. Gliny potrzebnej do produkcji cegieł i ceramiki. Właścicielem terenu były oczywiście Cysterki z Owińsk, które prężnie gospodarowały w swoich włościach budując i remontując gospodarcze swe zaplecze. To w jeziorze są źródła Glinowieckiego Potoku, który na odcinku do stawu Łysy Młyn określany był mianem Młyńskiego Potoku. Zakon ten doskonale znał się na gospodarce, także wodnej, nie dziwi więc fakt wykorzystania terasów rzecznych przez zakonnice do postawienia tu pewnie kilku młynów. Dziś Łysy Młyn to teren modelowo zagospodarowany przez Lasy Państwowe na Ośrodek Edukacyjny. A potok? Płynie dalej. Jeszcze pewnie jakieś 1,5 km. Wprost do Warty. Wreszcie stajemy w miejscu pierwszego poznańskiego bieguna. Po zrobieniu zdjęć przedostajemy się przez prowizoryczną przeprawą na druga stronę Glinowieckiego Potoku. Ten punk naszego dzisiejszego planu możemy teraz odhaczyć.

Nie będziemy ukrywać, że wykorzystaliśmy jeszcze ten dzień, by zdobyć niedalekie Kokoryczowe Wzgórze w przypałacowym parku w Radojewie oraz Górę Moraską – jako kulminację projektu Winter Poznań Mountain Expedition – Poznańska 14 – tka. To już jednak osobna opowieść –warta przeczytania. Tymczasem zaczęło padać.

Na ścieżce już za wiaduktem bocznicy kolejowej nr 395
Bobrowe zgryzy nad Wartą. To niesamowite, że te gryzonie tak się odrodziły. W latach 50 –tych były na granicy wyginięcia, teraz można je spotkać nad rzekami w całej Polsce.
Jesteśmy nad rozlewiskiem na Karolinie. Przed nami kręte ścieżki
Przekraczamy Różany Potok
Różany Potok – to rzeczka o długości 6,5 km. Wąwóz jak w górskich potokach. Przekraczamy go dla uatrakcyjnienia po kłodzie i obok kłody. Bardzo romantyczne miejsce.

Nadwarciańskie klimaty, ścieżki jakby nietknięte ludzką stopą A to przecież środek Poznania

Ostatni odcinek na wysokości Radojewa obfitował w największy gąszcz, prawdziwie naturalnych łęgów
Nigdy nie usuwane drzewa, jakieś nawarstwione przez powodzie większe kłody stworzyły z miejsca nad Wartą bezpieczne mieszkania dla wielu małych i większych zwierząt
Elewatory zbożowe oraz żuraw rzeczny w Czerwonaku działał jeszcze do lat 80 – tych
Biegun Północny Poznania zdobyty – po drugiej stronie Warty majestatycznie góruje świadek odległej historii – zabudowania klasztoru Cysterek w Owińskach

Autorami klasztornej fundacji po roku 1244 byli wspólnie, bracia Bolesław Pobożny – książę Kalisza oraz Przemysł I – książę Poznania już po ustaniu konfliktów pomiędzy władcami Śląska i Wielkopolski. Owińska były filią klasztoru z Trzebnicy. To pierwszy na ziemiach polskich żeński klasztor Cysterek. Warto mieć na uwadze fakt, że żoną Przemysła była wnuczka św. Jadwigi i wychowanica mniszek z Trzebnicy – Elżbieta. Jej dwie córki Anna i Weronika to również mniszki Owińskiego klasztoru. Owińskie założenie było uposażone min. wsiami Miękowo, Chludowo, Bolechowo, Wierzonka i Radojewo. Grunta klasztorne leżały więc po 2 stronach rzeki. Mniszki dzielnie gospodarowały na swoich terenach, prowadząc tu także szkołę dla dziewcząt. Hodowla owiec ( po łacinie owiens – baran), młyny, uprawa roli, pozyskiwanie barwnika z czerwonaków, ale także zapisy testamentowe, opłaty targowe i wiana od nowych zakonnic – wszystko to wzbogacało stan posiadanie klasztoru. W XIV w. zakonnice posiadały też swój dom w Poznaniu przylegający do klasztoru Dominikanów przy ul. Szewskiej z co płaciły rocznie 30 dębami i sosnami przeznaczonymi do naprawy poznańskiego mostu. Były też w dziejach klasztoru kryzysy nie tylko gospodarcze ale także te związane z rozluźnieniem klauzury klasztornej. Tak było w XV w. podczas Wojen Husyckich, XVI w. podczas Reformacji. Najsławniejszym jednak epizodem okazało się zdarzenie z XVIII w. gdzie do Klasztoru w Owińskach wysłano komisję biskupią z egzorcystą. Sytuacja jaką zastano zaskoczyła wszystkich. Na drzewach klasztornego sadu siedziały półnagie mniszki i poruszając rękami gdakały jak najbardziej płodne kwoki. Sytuacja została opanowana i po kilku dniach wszystko wróciło do normy, albo tak sobie życzono. W 1797 r. ostatecznie król pruski podjął decyzję o likwidacji majątku klasztornego pozostawiając mniszkom jakieś resztki gruntów i możliwość zamieszkiwania w budynkach klasztornych bez przyjmowania nowego narybku. Resztę sprzedał swoim pupilom – nuworyszom, berlińskim kupcom drogeryjnym – rodzinie von Treskov. Stąd pałac po drugiej stronie drogi, naprzeciw klasztornego założenia. Później także von Treskov wybudowali pałac w Radojewie. Tymczasem ostatnie mniszki zamieszkiwały klasztorne zabudowania do 1835r. kiedy to przeniesiono staruszki do klasztoru w Ołoboku koło Kalisza. Kościół klasztorny zamieniono na parafialny, paramenta rozdysponowano po parafiach, ruchomy majątek zniknął po dworach i chatach. Archiwalia i biblioteka – o zgrozo przejęła rodzina von Treskov i zdeponowała je 100 lat później w 1943 r. w Archiwum Poznańskim. 20 średniowiecznych pergaminów i cenne dokumentny z innych lat prawdopodobnie spłonęły podczas walk w 1945r. Może jednak ktoś je uratował i dziś leżą na dnie szuflady zapomnianego bufetu? Klasztor stał się od końca lat 30 tych XIX w. pierwszym w Wielkopolsce szpitalem psychiatrycznym. Swą działalność zakończył w 1939r. gdy ok. 1000 dorosłych pensjonariuszy rozstrzelano w lasach obornickich, a upośledzone dzieci zagazowano w Forcie VII w Poznaniu jeszcze w listopadzie 1939r. Pozostał po całym założeniu wspaniały kościół pw. św. Jana Chrzciciela – odbudowany po pożarze w 1730r. przez wybitnego architekta Pompeo Ferrariego z wystrojem malarskim franciszkanina A. Schwacha. Został ogród, dziś zamieniony na Park Orientacji Przestrzennej oraz 500 letni dąb Bartek przy murze kościoła parafialnego pw. św. Mikołaja – przez wieki jedynej świątyni dostępnej na co dzień dla mieszkańców Owińsk. Pamiątką jest też Góra nad Czerwonakiem, do dziś zwana Dziewiczą (Dziewczą) Górą, bo przecież lasy te należały do dziewcząt ślubujących cielesną czystość. W Ośrodku – klasztorze funkcjonuje jedyne w Polsce Muzeum Tyftologiczne – gromadzące wszelakie przedmioty ułatwiające uczenie się niewidomych o świecie, którego nie są wstanie zobaczyć. W czasach powojennych działały tu Siostry a’Paulo opiekujące się dziećmi niewidomymi. Do dziś jest to miejsce gdzie niewidome dzieci mają swój azyl i opiekę. Obiekt poklasztorny w Owińskach łączy w sobie cechy cennego dziedzictwa kulturowego i cennego ośrodka dla niewidomych dzieci. Służy więc on szerokiej gamie społeczeństwa z czego z pewnością duchy cysterek są współczesnym wdzięczne.

Staliśmy tak na dawnych ziemiach należących przez 500 lat do szarych mniszek i patrzeliśmy zza Warty na sterczące szczyty kościelnych wież. Skąpy, zimny deszcz skrapiał nasze plecaki, kurtki i czapki. Dopiero przenikający chłód i nie wiadomo skąd zagubione gdakanie obudziło nas z tego dziwnego letargu. Ruszyliśmy ku Kokoryczowemu Wzgórzu.